Mimo upływu pewnego czasu, pojedynek Marcina Różalskiego z Joshem Barnettem wciąż budzi w kibicach ogromne emocje. Promocja całego wydarzenia odbiła się szerokim echem, przez co pierwsza edycja Genesis dotarła do wielu odbiorców. 

Stracie pomiędzy jednym z bardziej rozpoznawanych polskich fighterów, Marcinem Różalskim a legendą światowego MMA, Joshem Barnettem zwieńczył pierwszą galę Genesis. Organizacja, w ramach promocji całego wydarzenia, nakręciła przed nim serię „Spowiedź Różala”, podczas której zawodnik dzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat otaczającego nas świata. Padło tam sformułowanie, iż wymarzoną śmiercią dla niego byłoby po prostu upaść w ringu, klatce – na jakiejś arenie. Właśnie do tego zwrotu bardzo negatywnie odnosi się teraz rzesza fanów, którzy twierdzą, że cała ta patetyczna otoczka, którą byliśmy wcześniej tak mocno karmieni, nie jest adekwatna do tego, w jaki sposób zakończyło się to starcie.

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

Zaraz po walce, 42-latka w „Różalandzie” odwiedził znakomity polski kickboxer, Tomasz Sarara. Zawodnicy wcześniej obgadali przed kamerą temat samego pomysłu na walkę. Teraz przyszedł czas na opisanie całej sytuacji, jak z perspektywy „Różala” wyglądały końcowe minuty starcia oraz to, co przesądziło o jego zakończeniu.

Dostała mnie karma, w związku z moją niewyparzoną gębą i tym darciem ryja. Gdy wszedłem do narożnika, między drugą a trzecią rundą, to oni coś do mnie mówili. Ja w głowie burdel, mówię: „K*rwa, nie idzie, uspokój się”, wiesz, rozmowa z samym sobą. Narożnik stoi z prawej strony, ja się odwracam: „K*rwa, nie widzę na oko!” Świadomość tego, że jest pusta sala – zerowa. Przecież nie pamiętam o wszystkim. Echo, kamery… ja sam, jak oglądałem tę walkę, to było wszystko słychać, a sędzia stał obok. To co, jak podszedł to miałem powiedzieć: „Nie panie sędzio, widzę na oko, żartowałem.”

Nie da się policzyć nieprzychylnych opinii, które padają teraz w kierunku Różalskiego, w związku z wcześniej opisaną sytuacją. Sam zawodnik żartobliwie odniósł się również do tego.

Bardzo przepraszam, że nie zginąłem w ringu. To nie do mnie pretensje, tylko do Josha. Przecież to on mnie bił. Nie wchodzę na arenę, z założeniem, żeby tam umrzeć – robię to, by walczyć. Moim marzeniem jest, żeby przeciwnik tak mnie zbił, abym tam zmarł. To niech do niego mają pretensje, że mnie za lekko bił.

Zachęcamy do obejrzenia całości materiału, który znajdziecie poniżej:

Źródło: YouTube/Tomasz Sarara