Każdy kibić sportów walki wie, że dobry konferansjer jest niemal zawsze odpowiedzialny za klimat na gali. Mimo, że w tej profesji jest wielu magów mikrofonu to jednak Bruce Buffer i jego brat Michael są prawdziwymi autorytetami w tej dziedzinie.

Bruce Buffer od prawie 25 lat jest związany z Ultimate Fighting Championship i jego „It’s time” jest już tak kultowym okrzykiem, że zna go niemal każdy fan mieszanych sztuk walki. W rozmowie z TVP Sport zdradził, że prawdziwą inspiracją stał się jego przyrodni brat Michael, który jest legendą konferensjarki w świecie boksu zawodowego a legendarne „Let’s get ready to rumble” zapowiadało wiele świetnych i kultowych bokserskich pojedynków. Jednak spora ilość osób nie wie, że bracia nie wychowywali się razem. Poznali się oni dopiero w 1989 roku.

Poznałem Michaela dziesięć lat później, w 1989 roku. Od momentu gdy zobaczyłem go w telewizji, od razu zostałem fanem… ale dopiero za którymś razem w trakcie transmisji zobaczyłem belkę z podpisem „Michael Buffer”. Posiadając firmę telekomunikacyjną w czasach przed rozwojem Internetu, miałem dostęp do każdej możliwej książki telefonicznej w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście zacząłem szukać Michaela, lecz nie udało się go znaleźć. Zapytałem o to tatę, który powiedział mi, że ożenił się w czasach II wojny światowej i miał z byłą żoną syna. To był Michael. Ojciec nie powiedział mi o tym nigdy wcześniej, ponieważ nie widział mojego przyrodniego brata od czasu, gdy Michael miał 2,5 roku. Po latach został konferansjerem, a jego image w stylu Jamesa Bonda mnie oczarował. Tak wyobrażałem sobie tę pracę – podróżowanie z frakiem w walizce, przesiadywanie w kasynach w każdym zakątku świata… może bez konieczności zabijania kogokolwiek! Uznałem, że takie życie byłoby naprawdę cool.

powiedział Bruce Buffer

Amerykanin zdradził, że po wielu latach udało mu się osiągnąć w swoim zawodzie wysoki poziom, a pomaga mu w tym prawdziwa pasja do sportów walki jaką posiada od bardzo dawna.

Myślę, że po tylu latach udało mi się go wypracować i obecnie to moja najlepsza forma. Znam sporty walki. Trenowałem kickboxing, wciąż trenuję judo i koreańską odmianę karate, tangsuno. Zapowiadam zawodników tak, jak sam chciałbym zostać przedstawiony, gdybym miał stoczyć pojedynek. Dlatego gdy jestem w klatce, wychodzi ze mnie cała pasja do dyscypliny. Myślę, że wspiąłem się na pewien poziom, na którym chciałbym być. Ale to nie oznacza, że nie mogę zrobić czegoś inaczej. Nigdy nie wiem, jak zachowam się w oktagonie, czy wykonam jakiś obrót lub niecodzienny gest. Nie ćwiczę tego w domu, nie zapowiadam zawodników pod prysznicem. Chcę zachować w sobie tę spontaniczność, żywić się energią i ekscytacją tłumu. Chcę być autentyczny w tym co robię.

stwierdził.

Jednak na początku drogi organizacji UFC Bruce wzywany był tylko okazjonalnie. Wszystko zmieniło się za sprawą jednego z najpopularniejszych seriali w historii telewizji. Mowa tu o produkcji pod tytułem „Przyjaciele”. Od UFC 13 jest on stałym konferansjerem amerykańskiej organizacji.

Będąc w trakcie nagrań, zadzwoniłem do jednego z właścicieli UFC i poprosiłem o wspólny lunch na planie. W trakcie spotkania byłem bardzo bezpośredni. „Gram samego siebie w największym serialu w telewizji. Ludzie zobaczą odcinek i pomyślą, że jestem waszym stałym konferansjerem. To idealny czas – skończmy z tymi gierkami. Czuję się jak licealistka czekająca, aż ktoś w końcu zaprosi ją na bal. Daj mi jeszcze jedną szansę, a nie poproszę cię o to nigdy więcej” – to była moja najlepsza pokerowa zagrywka w życiu. Reszta jest historią.

dodał.

Bruce został zapytany o sytuację w kategorii półciężkiej. Jego zdaniem następnym rywalem Jona Jonesa (26-1) będzie Dominick Reyes (12-1). Jednak wypowiada on się w dobrym tonie o naszym rodaku Janie Błachowiczu (26-8).

Myślę, że UFC zdecyduje się postawić na Reyesa, ale nie będę miał żadnego problemu, jeśli to Jan dostanie szansę. Błachowicz jest dobrym zawodnikiem i świetnym gościem. Bardzo go lubię. Z pewnością zasługuje na walkę o pas… jednak biorąc pod uwagę, jak potoczyła się walka Jonesa z Reyesem, rewanż też jest sensownym rozwiązaniem.

powiedział.

Amerykanin wspomniał również, że wielu ludzi porównuje styl pracy obu braci Buffer. Sam przytoczył swoje ulubione stwierdzenie, które ich porównuje.

Michael jest jak kieliszek dobrego Bordeaux, a ja niczym shot Jacka Danielsa.

podsumował.

źródło: TVP Sport