Mimo niesprzyjających warunków panujących na świecie – mowa oczywiście o pandemii koronawirusa i masowym odwoływaniu gal, polski zawodnik – Bartosz Fabiński (15-3) postawił wszystko na jedną kartę i wrócił z tarczą z Manchesteru. Dlaczego warto szczególnie wyróżnić tę wygraną walkę Polaka?

Bartosz Fabiński mimo pandemii koronawirusa, odwołania pierwotnej gali, na której miał wystąpić – zdecydował się walczyć w „dzikich” warunkach i odniósł niesamowite zwycięstwo po trzyrundowej dominacji nad Darrenem Stewartem. [OPIS WALKI – TUTAJ]

Mimo, iż rywal nie był z najwyższej półki – Fabiński zaskarbił sobie serca wielu kibiców. Oto, dlaczego!

1. ODWOŁANO GALĘ, NA KTÓREJ PIERWOTNIE MIAŁ WALCZYĆ POLAK

Pierwotnie, Polak miał wystąpić na gali organizowanej pod szyldem UFC. Event planowany był na 21 marca, w londyńskiej O2 Arenie. Początkowo, galę planowano przenieść do Stanów Zjednoczonych i zestawić na szybko nową kartę walk, jednak zamieszanie z tym związane i kolejne restrykcje wprowadzane w USA – finalnie uniemożliwiły organizację wydarzenia nawet tam. Zawodnicy pozostali bez walk, ale… na cudowny pomysł wpadł właściciel organizacji od lat współpracującej z największą ligą na świecie – Cage Warriors, który zaproponował zarządowi UFC jednorazowy deal, aby zawodnicy Ultimate Fighting Championship mogli wystąpić na Cage Warriors 113. UFC początkowo dopuściło tam czterech zawodników, jednak jedna z walk wypadła i odbyła się tylko ta Fabińskiego.

2. WZIĄŁ POJEDYNEK W WYŻSZEJ KATEGORII WAGOWEJ

Docelowo, Bartosz Fabiński szykował się na walkę w kategorii półśredniej. Finalnie jednak, zmuszony był na kilka dni przed wydarzeniem, zmienić kategorię wagową. Jak zapewniał Polak, wagę miał już niemalże zrobioną i był gotów dociąć ostatnie kilogramy do dywizji 77 kg. „Rzeźnik” z Warszawy wyzwań się jednak nie boi i jednorazowy wyskok do kategorii średniej nie stanowił dla niego żadnego problemu!

3. ZMIENIŁ MU SIĘ RYWAL

Mniej więcej tydzień przed walką, Fabiński dowiedział się o zmianie rywala. Początkowo miał się bowiem zmierzyć z niepokonanym Shavkatem Rakhmonovem. Jest to zupełnie inny stylistycznie przeciwnik od Anglika, z którym finalnie bił się warszawiak. No i… nie byłby to przeciwnik z wyższej dywizji, tylko z kategorii Bartka.

4. WRACAŁ PO PRAWIE PÓŁTORAROCZNEJ PRZERWIE, KONTUZJI I SZYBKIEJ PORAŻCE

Fabiński wracał po niemal półtorarocznej przerwie i nieudanym podboju Argentyny – przegrał w ciut ponad minutę z Michelem Prazeresem przez duszenie gilotynowe. Polak do akcji miał wrócić w czerwcu ubiegłego roku, natomiast złapał poważną kontuzję – zrywając mięsień piersiowy. Ani walka po porażce, ani kontuzja, ani „rdza” – nie odcisnęły żadnego piętna na Bartku, który w fenomenalnym stylu poradził sobie z oponentem.

5. MIAŁ WALCZYĆ JAKO PIERWSZY, WALCZYŁ JAKO OSTATNI

Na wspomnianej, nieodbytej gali UFC w Londynie – Polak miał otwierać kartę walk, natomiast wobec odwołania dwóch mistrzowskich starć na gali Cage Warriors, pojedynek Fabińskiego zyskał miano walki wieczoru.

6. MIMO PERTURBACJI TRANSPORTOWYCH, DOTARŁ NA MIEJSCE

Wielu zawodników nie zdołało dotrzeć do Londynu, finalnie jednak – Manchesteru. W Polsce także zostały wstrzymane loty, zamknięte granice… Mimo to, Bartosz Fabiński wraz ze swoim sztabem dotarł do Anglii. Polak podróżował kilka godzin samochodem na lotnisko do Niemiec i dopiero stamtąd poleciał na Wyspy Brytyjskie.

7. ZNAŁ KONSEKWENCJE WYJAZDU

Fabiński wiedział, że po powrocie do Polski, będzie musiał się poddać przymusowej, dwutygodniowej kwarantannie. Będąc świadomym konsekwencji – i tak zdecydował się wyjechać do Anglii i stoczyć pojedynek.

8. NIE BYŁ FAWORYTEM

Eksperci oraz fani, ale również bukmacherzy wyraźnie skreślali Polaka w konfrontacji z Anglikiem. Na portalu tapology.com zaledwie 45 osób z 346 obstawiało zwycięstwo Bartosza.

Kursy na zwycięstwo „Rzeźnika” oscylowały w granicach 3.00. W dodatku, znawcy i eksperci także z reguły nie faworyzowali Fabińskiego. Dzięki Bartkowi, niektórzy potroili zatem swoją kasę!

9. POKAZAŁ NIESAMOWITY CHARAKTER

Osoby obserwujące bacznie środowisko MMA doskonale wiedzą, że zdarzali się już zawodnicy odklepujący rozcięcia i ściekającą z ich głów krew (pozdrawiamy Alexa Oliveirę!). Bartosz Fabiński, mimo potężnego rozcięcia na skroni po dobrym łokciu rywala i bycia zalanym krwią – nie poddał się, ba! Walczył przez ponad 10 minut tak, jakby nic mu się nie stało.

Powyższe powody wyraźnie pokazują, jak wielką „perełką” narodową jest Bartosz Fabiński i dlaczego warto docenić Polaka za piątkową walkę. Ze świecą bowiem należałoby szukać drugiego tak charakternego, upartego i zawziętego zawodnika, który w takich okolicznościach zechciałby stoczyć pojedynek i byłby w dodatku w stanie zwyciężyć w tak dominującym stylu.