Wszystko wskazuje na to, że długo wyczekiwany debiut Jona Jonesa w dywizji ciężkiej przeciągnie się do przyszłego roku. Jego postawę krótko skomentował sam Dana White, tuż po zakończeniu gali z numerem 265. 

Jon Jones (26-1) swój osattni pojedynek stoczył w lutym minionego roku. Zmierzył się wtedy z Dominikiem Reyesem (12-3), i ostatecznie go pokonał, jednogłośnie zwyciężając na kartach sędziowskich. Chwilę później ogłosił całemu światu, iż wakuje swoje mistrzowskie trofeum i przenosi się do kategorii królewskiej. Od tego czasu pod względem sportowym, słuch po nim zaginął. Dostarcza nam jedynie zdjęcia, czy nagrania z treningu, gdzie możemy obserwować, jak zmienia się jego sylwetka, aczkolwiek konkretów, dotyczących kolejnej batalii – brak.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez BONY (@jonnybones)

Wszyscy fani „Bonesa”, muszą uzbroić się jeszcze w nieco cierpliwości. Ze słów prezesa amerykańskiego giganta – Dany White’a – wynika, iż były dominator dywizji do 93 kilogramów powróci do akcji dopiero w przyszłym roku.

On nie będzie walczył do przyszłego roku. Jest 2021. Jones nie wystąpi do 2022. Do tego czasu, nawet o nim nie myślę. 

Informacja ta może byś zaskakująca także dla kibiców Stipe Miocica (20-4), który według tego, co ostatnio zdradził 52-letni promotor, chętnie skrzyżowałby rękawice właśnie z Jonesem. On sam czuje się pokrzywdzony zaistniałą sytuacją, ponieważ cała czołówka wagi ciężkiej, za wyjątkiem niego, ma już poplanowane kolejne starcia.

Źródło: YouTube/UFC – Ultimate Fighting Championship