Kolejna legionowska gala na pewno będzie zaliczona przez organizatorów do udanych, choć jak wiemy karta walk chyba już tradycyjnie nie wytrwała w pierwotnym układzie do dnia eventu. Kontuzja wyeliminowała m.in. Filipa Toe (3-2), który o kulach był obecny w narożniku podczas walki swojego trenera – Antoniego Chmielewskiego, z rozpiski wypadł również Barłomiej Bartnicki (3-0), a rywal Chmielewskiego był niepewny/nieznany do momentu rozpoczęcia gali. Na szczęście udało się utrzymać w karcie 9 walk, w tym 1 amatorską. Poziom sportowy był solidny, lecz Arena Legionowo widziała w swoich progach lepsze gale, a modelowym przykładem jest PLMMA 29, gdzie biły się takie nazwiska jak Fabiński, Szuliński, Chlewicki, Bakocevic, Tkhorevska czy Kiełek dając naprawdę rewelacyjne widowisko. Tak czy inaczej na brak emocji również podczas 59 edycji Profesjonalnej Ligi nie mogliśmy narzekać. Publiczność dawała o sobie znać głównie w pozytywny sposób, a na szczególne wsparcie mogli liczyć Damian Matwiejczuk, Michał Tarabańka i Marcin Naruszczka. Frekwencja była zadowalająca, gdyż na płycie zasiadł niemal komplet, a trybuny były wypełnione w jak to się mówi „większej” połowie ;) Sędziowie punktowi pracowali bez zarzutu, sędzia ringowy również nie podejmował kontrowersyjnych decyzji, a ring anonser wywiązywał się z powierzonego mu zadania. Dowiedziałem się też, że nad oprawą gali tym razem pracowała nowo zatrudniona firma, która jak na moje fachowo oko zrobiła(oczywiście pozytywną) różnicę w stosunku do tego, co mogliśmy oglądać wcześniej, choć to z pewnością kwestia gustu. Skoro wszystko poza walkami zostało opisane, to przejdźmy do sedna relacji!

W jedynej na tej gali amatorskiej walce Kamil Szczepaniak poddał Shemila Erzanukaeva gilotyną w 2 minucie 2 rundy po sprowadzeniu zaraz na początku rundy, dając sygnał, że jest gotowy na zawodowe starcia w dywizji półśredniej, której jest reprezentantem.

Sławomir Szczepański (2-0) i Anzor Kucheev (1-1) w swoich debiutach poddali rywali tuż po minucie pojedynku, natomiast ich drugie starcie trwało pełen dystans, na którym lepiej poradził sobie Szczepański przeważając w każdej płaszczyźnie, nie dając sobie zrobić praktycznie żadnej krzywdy. 3 runda to bylo już za dużo dla Anzora, dla którego ostatnie 5 walki było „być albo nie być”, którego zdecydowanie nie wykorzystał przegrywając jednogłośnie na punkty.

Nokaut wieczoru przypadł na drugie zawodowe starcie tej karty walk. Kamil Duda (2-0) w ciągu 17 sekund zaprzyjaźnia Jana Pietrzyka (0-3) z matą, dobijając go ciosami w parterze. Pietrzyk dość szybko wstał licząc chyba na kontynuowanie pojedynku(!), gdy sędzia zaprosił obu Panów do siebie, aby po werdykcie podnieść rękę zwycięzcy Janek był zdegustowany tym faktem prezentując publiczności kciuk skierowany w dół zapominając chyba, że przed chwilą leżał ubijany przzed Dudę właśnie tam gdzie aktualnie wskazuje.

Arkadiusz Jędraczka (5-11) po zwycięskiej, dość mocnej pierwszej rundzie, w drugiej odsłonie poczuł, że rywal jest w jego zasięgu. Po krótkim przebadaniu gruntu skończył ciosami niedoświadczonego Pawła Bolanowskiego (0-2) w parterze poprawiając nieco swój ujemny rekord, korzystając przy tym naprawdę skutecznie z łokci, które doprowadziły do mocnego rozcięcia na czole rywala.

W piątej walce legionowskiej gali Damian Matwiejczuk (2-3) po mocno zachowawczym początku, wyczuł moment obalając rywala i zasypując go gradem „młotków”. Sędzia dał wystarczająco dużo czasu na odpowiedź Evgenijowi Yanushko (2-6), lecz ten nie miał szans nic zrobić z „podarowanym” mu czasem i zanotował 4 porażkę z rzędu, w tym 3 z rąk Polaka.

Michał Tarabańka (1-4) podobnie do swojego poprzednika zaczął walkę bardzo spokojnie przyjmując pojedyńcze niskie kopnięcia ze strony Yury Bobochkina, którego tego wieczoru nie było stać na nic bardziej widowiskowego, a przede wszystkim skutecznego. W 1 rundzie Tarabańka na tyle długo utrzymywał pozycję z góry po przeniesieniu się walki do parteru, że mógł być spokojny o jej punktację, natomiast w drugim starciu samo utrzymanie pozycji go nie zadowalało. Po obaleniu, zdobyciu dosiadu i mocnym Ground’n’Pound nie dał wyjścia sędziemu, który zmuszony był przerwać walkę w odpowiedzi na bierność Bobochkina. Było to pierwsze zawodowe zwycięstwo Tarabańki w swojej 5 walce.

Pewnie mało kto nawet w dniu gali wiedział kim będzie rywal Antka Chmielewskiego (30-13). Ku zaskoczeniu(bądź też nie) na walkę zgodził się Janusz Dylewski (2-16). Walka trwała dokładnie tyle ile powinna nie przynosząc większych emocji zgromadzonej publiczności. Weteran polskiej sceny mieszanych sztuk walki w ciagu minuty uporał się z przeciwnikiem sprowadzając go do parteru i poddając zza pleców bez najmniejszego problemu.

Po bardzo taktycznej, chłodno rozegranej walce nowym mistrzem PLMMA w wadze średniej został Marcin Naruszczka (13-5) pokonując jednogłośnie na punkty Greka – Nikosa Sokolisa (12-3). Pierwsza i druga runda była w zasadzie bliźniaczo podobne, Sokolis dość skutecznie trafiał niskimi kopnięciami, a Marcin odgryzał się atakując kombinacjami. Walka po przekroczeniu 2-3min przenosiła się do parteru za sprawą Naruszczki, który skutecznie kontrolował pozycję i rozbijał rywala. W 3 rundzie Sokolis po jednym z niskich kopnięć trafił Polaka w kolano, co zmniejszyło jego mobilność na nogach i z pewnością ułatwiło Marcinowi powtórzenie akcji z poprzednich rund i w rezultacie uzyskanie jednogłośnej decyzji sędziów na swoją korzyść. Niestety zimna strategia zabiła w tej walce emocje, czyniąc ten pojedynek jednym z mniej ciekawych na gali. Mimo wszystko widać, że powrót Marcina pod oko trenera Oknińskiego przynosi efekty, gdyż ostatnie zwycięstwo odniósł on 2,5 roku temu…

W walce wieczoru o pas walczyli Marian Ziółkowski (13-3) oraz Semen Tyrlya (9-11), ten drugi był tylko tłem dla świetnie dysponowanego podczas tej walki Polaka. „Na szczęście” ta niechlubna rola trwała bardzo krótko, gdyż po minucie walki Ziółkowski trafił czysto prawym, który usadził na deskach Białorusina. Grad ciosów, w tym celnych łokci spowodował oddanie pleców Marianowi, który konsekwentnie obijał rywala, na co sędzia nie miał wyboru i przerwał tę egzekucję, a Ziółkowski mógł cieszyć się z pasa PLMMA w wadze lekkiej.

Mariusz Olkiewicz