Oglądając w ostatnich tygodniach walkę Ekateriny Shakalovej, która zdominowała drugą polską zawodniczkę w tym roku, przyszło mi do głowy, że źle się dzieje chyba w państwie polskim, skoro WMMA jest weryfikowane pod ścianą. Ale gdy tak przyjrzeć się bliżej to na szczęście nie jest tak źle.

Często bywa tak, że spadek poziomu idzie od góry. Ostatnia walka byłej dominatorki dywizji słomkowej UFC odbyła się ponad rok temu. Co prawda była to piękna batalia na pełnym dystansie i starcie zostało okrzykniętym jednym z najlepszych w 2020 roku oraz jedną z najlepszych walk kobiecych w historii. Ale faktem pozostaje, że Joanna Jędrzejczyk przegrała wtedy i od tego czasu nie wiemy kiedy i z kim obędzie się jej kolejna walka.

Druga najbardziej znana polska zawodniczka MMA na świecie – Karolina Kowalkiewicz – jest po serii czterech porażek w UFC. W klatce nie było jej jeszcze dłużej niż Jędrzejczyk, bo od lutego zeszłego roku. Tyle dobrego, że wiadomo, iż Karolina przygotowuje się do planowanej walki w UFC.

Gdy tak przyglądam się rankingowi najlepszych polskich zawodniczek na ten moment (reklama lokowana! posiłkuję się oczywiście rankingiem ITC. Koniec reklamy lokowanej) i widzę na miejscu 5. Izabelę Badurek, która mimo przegranej ostatnio walki i tak awansowała o oczko to spostrzeżenia o stanie kryzysu polskiego WMMA nie wydają się przesadzone. W ostatnim czasie dwie dość lepiej znane polskim fanom zawodniczki zostały brutalnie zweryfikowane i to na dodatek przez tą samą rywalkę.

Róża Gumienna miała być mistrzynią Babilonu, wydawało się, że jej umiejętności mocno zaszkodzą wychodzącej naprzeciwko niej Ekateryny Shakalovej, która zresztą była underdogiem w tym starciu. Stało się inaczej, Ukrainka obnażyła wszelkie braki parterowe Gumiennej. Potem mała Ukrainka w nagrodę dostała walkę w FEN, gdzie miała zmierzyć się z Izabelą Badurek – przyszłością FEN-u, jak reklamował ją przed tą galą sam szef organizacji. Tymczasem historia się powtórzyła – Badurek co chwilę lądowała na macie, rzucana nawet raz jak worek kartofli. Kompletna dominacja, która zweryfikowała formę polskiej zawodniczki wstrząsnęła moją głową, bo przyszło mi na myśl, że w czasach pandemii nie jest łatwo znaleźć nowe talenty, a na dodatek sprawdzone nazwiska okazują się tylko papierowymi faworytkami.

Pań walczących pod flagą biało-czerwoną nie jest wiele, więc każdy talent warto szlifować. Rozumiem więc wielkie zapowiedzi szefów organizacji, że oto mamy przed sobą przyszłą mistrzynię (lub przeróżne inne promo-gadki w tym stylu). Problem w tym, że kończy się tylko na hucznych zapowiedziach.

Jednakże! Nie jest wcale tak źle w państwie polskim jeśli chodzi o żeńskie MMA. Gdy zajrzymy do topu rankingu to okazuje się, że tam znajdują się panie, które niczym Shakalova niszczą „przyszłość” innych zawodniczek. Czwarte miejsce zajmuje Marta Waliczek. Co prawda na pierwszy rzut oka bilans walk w MMA (4-3) nie imponuje, ale już sam fakt, że owe wygrane to była seria, a jej ostatnia walka była bardzo wyrównana z dość mocną zawodniczką może rodzić nadzieje na rozwój tej pani. Na trzecim miejscy mamy Justynę Habę, ale nie do końca przekonuje mnie jej aktualne CV, choć na pewno cieszą dwa występy na galach organizacji RIZIN.

O wiele lepiej wygląda w tym zestawieniu Karolina Wójcik. Ma za sobą sporo walk, z czego dwie ostatnie w już dość konkretnych organizacjach jak Brave oraz KSW (zwycięstwo nad Sylwią Juśkiewicz). Kolejna walka już w kwietniu na gali KSW z Aleksandrą Rolą, zawodniczką, która została pokonana w ostatniej walce przez Karolinę Owczarz. To może być starcie, które tylko podkreśli ważność Wójcik na rynku polskiego WMMA. Wygrana umocni jej pozycję, ale w żadnym wypadku nie będzie to wyrzut ku świetlanej przyszłości. By zyskać miano walczącej o coś takiego trzeba czegoś więcej moim zdaniem.

Więc skoro odbijamy od góry to patrzymy tam z powrotem. Kimś takim, przynajmniej z zapowiedzi, jest Ewelina Woźniak. Walk w bilansie jak na lekarstwo, ale jest to seria wygranych do tego z nazwiskami, które bardziej zagłębiony polski fan MMA kojarzy: na rozkładzie ma Anitę Bekus oraz Karolinę Wójcik. Ewelina opuściła polskie ziemie by walczyć w dobrze rozwijającej się czesko-słowackiej organizacji Oktagon MMA. Tam także zaliczyła wygraną. 27-latka nie ukrywa, że celuje najwyżej, czyli chce walczyć dla UFC. To głównie jej osiągnięcia niwelują stan kryzysu polskiego żeńskiego MMA.

Jednak ładnie prospektująca Woźniak i jakieś osiągnięcia paru zawodniczek dalej nie zasypują dołka, po tym jak odpadły sukcesy Jędrzejczyk i Kowalkiewicz w UFC, a kolejne polskie zawodniczki w rodzimych organizacjach były pokonywane przez mniej lub bardziej znane rywalki. Polskie WMMA nie powinno być tworzone na podstawie wciąż tym samych nazwisk (typu Badurek, Lubońska, Juśkiewicz, itp.). Warto uwierzyć w polskiego fana i rzucić w niego „świeżym mięsem” bo niedługo w polskich organizacjach jedyną żeńską gwiazdą będzie Karolina Owczarz, a kto wie, może z czasem zajmie niechlubną pozycję dołączając do grona „polskich znanych, ale przegranych”.

Wygląda na to, że najpoważniejszą szansą jest dobry powrót Jędrzejczyk i Kowalkiewicz – wciąż one są w UFC, wciąż mają tam swoje szanse, z czego Joanna to dalej top słomkowej i niewielu, wbrew pozorom, skreśla ją z szans na odzyskanie mistrzostwa. Warto jednak pamiętać, że ich kolejne sukcesy to będzie walka o zachowanie status quo poziomu polskiego WMMA, a nie o jego podwyższenie.

I wracając do Ekateriny Shakalovej (bo paradoksalnie to ona stała się ostatnio gwiazdą WMMA w naszym kraju), to widać bardzo wyraźnie jak łatwo wykreować nową gwiazdę. Nie trzeba dusić się cały czas w tym samym gronie. Może czas postawić na podwyższony poziom, by zaprezentować jeszcze lepsze gwiazdy w kraju nad Wisłą? Promocja WMMA powinna iść w coraz lepszym kierunku, a jednak wszystko to jakby stoi w miejscu. Daleko tutaj do stanu kryzysu, ale z każdym takim przestojem jednak coraz bliżej…