(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

W drugiej części mojego artykułu zaprezentuję najlepsze pięć walk, które moim skromnym zdaniem mieliśmy szansę oglądać w MMA.

5. Anderson Silva vs Forrest Griffin

Walka aktualnego wtedy mistrza wagi średniej, z mistrzem wagi półciężkiej, który walkę wcześniej ten pas stracił, jednak odbywająca się w kategorii wagowej tego drugiego. Starcie więc wydawało się relatywnie wyrównane. Jednak nikt się nie spodziewał przebiegu takiego, jak miało te starcie. Silva tańczący w ringu, ośmieszający Amerykanina, unikając ciosów balansem ciała, bez trzymania gardy, posyłając prostymi bitymi jakby z niechcenia Griffina na deski. Po jednym z takich prostych, Forrest podniósł się dopiero wtedy, gdy zawstydzony uciekł z klatki przed ogłoszeniem werdyktu. Każdy kto widział ten pojedynek, nigdy go nie zapomni i do końca życia będzie miał obraz Silvy pokazującego swój kunszt mistrza.

4. Fedor Emelianenko vs Mirco „Cro-cop” Filipovic

Dwóch najlepszych ciężkich tamtych czasów, dwóch zawodników którzy niesamowicie elektryzowali japońską publiczność, wreszcie zmierzyło się w starciu, na które każdy czekał od co najmniej dwóch lat. Najbardziej przekrojowy ciężki, genialnie łączący stójkę i parter Fedor Emelianenko, kontra człowiek o którego kopnięciach mówiło się „prawa noga-szpital, lewa- cmentarz”. Zaskakujące więc było to, gdy Rosjanin zdecydował się walczyć w stójce z Chorwatem i te starcie w stójce wygrał. Pojedynek może nie był dramatyczny jak walka, Edgara z Maynardem, jednak z powodu tych dwóch nazwisk ładunek emocjonalny tego starcia był niezwykły i każdy fan MMA, oglądał te starcie co najmniej kilka razy.

3. Gilbert Melendez vs Diego Sanchez

Możliwe, że zwolennikiem technicznego boksu i fanom zawodników takich jak Machida, czy Benson Henderson, te starcie do gustu nie przypadło, jednak 95% oglądających tę walkę, było wniebowziętych tym, ile serca w to starcie włożyli obaj zawodnicy. Po Sanchezie, słynącym z tego iż lubi wdawać się w „brawl” mogliśmy się spodziewać, że będzie chciał walczyć w tym stylu. Jednak po Melendezie niezbyt mogliśmy oczekiwać takiego przebiegu walki. Jest lepiej bijącym technicznie zawodnikiem, więc mógł się postarać punktować ciosami prostymi i kombinacjami. Jednak obejrzeliśmy 3 rundy nieustannej walki, wymian ciosów, z których częściej zwycięski wychodził Gilbert i mimo, iż w trzeciej rundzie Diego posłał go na deski, to celniej bił Melendez i dlatego wygrał to starcie jednogłośną decyzją sędziów.

2. Frankie Edgar vs Gray Maynard II

Pojedynek mistrza z pretendentem, zaczął się od niemiłosiernego obijania mistrza przez Maynarda, który właściwie przez całą rundę ganiał za Edgardem i uderzał potężnymi sierpowymi i mimo, że ten wywracał się i przyjmował ciosy, to nie stracił przytomności nawet na setną sekundy i nie dał sędziemu powodu do przerwania starcia. Druga runda, rozpoczęła się zupełnie inaczej, jakby w przerwie ktoś podmienił zawodników i do klatki wszedł całkiem świeży Frankie, ponieważ świetnie poruszał się na nogach, punktował kombinacjami bijąc na tułów i głowę swojego rywala, a na minutę przed końcem rundy, świetnie wszedł w nogi rywala, wyniósł go i sprowadził do parteru. Kolejne dwie rundy miały bardziej wyrównany przebieg, lecz wygrywał je urzędujący mistrz. Sędziów poróżniła ostatnia runda, 2 z 3 typowało je dla Maynarda, jeden dla Edgara, w wyniku czego trzech sędziów orzekło inny wynik. 47-47, 46-48,48-46 i starcie zakończyło się remisem.

1.Dan Henderson vs Mauricio „Shogun” Rua

Starcie na które czekali fani od czasów Pride, wreszcie odbyło się w San Jose, 19 listopada 2011 roku. I to co zobaczyliśmy, utwierdziło nas w przekonaniu, że było warto czekać. Pojedynek zaczął się od wielu ciosów w stójce, jednak mocniej bił Henderson i rozbijał Brazylijczyka. Druga runda wyglądała podobnie. Natomiast w trzeciej, Amerykanin potężnie trafił Shoguna i równie potężnie uderzał go ciosami w parterze. Te wydarzenie okazało się przełomowe dla tej walki i wtedy narodził się w tym starciu na nowo Rua, który energicznie ruszył z ciosami na zapaśnika z USA, uderzając go raz po raz pod siatką. Czwarte starcie, było w wykonaniu obu zawodników w „zombie mode” jednak dalej uparcie wymieniali ciosy i obalenia. W piątej rundzie, zdecydowanie lepszy był Shogun, który był bardzo mocno wycieńczony, jednak co chwile zdobywał dosiad i zasypywał rywala ciosami z góry. Jednak to nie wystarczyło aby sędziowie zapisali tę rundę 10-8 na jego korzyść i w ten sposób zamiast remisu, jednogłośnie starcie wygrał Henderson. Walka była kapitalna i była pokazem serca prawdziwego wojownika, a te serce pokazali obaj, jednak większe obrażenia otrzymał Brazylijczyk i ciężko do tej pory jest zrozumieć, jak on dał radę po takiej nawałnicy ciosów, walczyć dalej i wygrać dwie rundy.