Czy była to największa i najwspanialsza gala w dziejach? Z pewnością nie. Wydaje się także, że nie będzie nawet galą roku. Historyczna i jubileuszowa „dwusetka” za nami. Kto okazał sie największym wygranym? Oto nasze plusy i minusy.

Plus and minus icons

Amanda Nunes – wygrywając w walce wieczoru tak historycznej gali, przechodzi się do kronik MMA. Pretendentka do pasa zaskoczyła wszystkich wygrywając już w pierwszej rundzie i zdobywając pas mistrzowski. Nunes znana jest z tego że walczy agresywnie, jednak wydawało się że Tate powinna temu zaradzić. Stało się inaczej. Nunes rozbiła, a wręcz zdewastowała w stójce Mieshe by w parterze dokończyć dzieła zniszczenia wpinając się za plecy i dusząc „Cupcake”.

Brock Lesnar – mimo iż faworytem nie był, zdołał wykonać swój plan kilkukrotnie wywracając Hunta i punktując swoim g&p. Brock walczył bardzo zachowawczo, co nie powinno nikogo dziwić. Był niezwykle uważny, unikał ciosów Hunta i realizował swój plan taktyczny nawet będąc już zmęczonym. Walka nie należała do najciekawszych, jednak można to zrzucić na barki przerwy od startów Lesnara.

Anderson Silva – niezależnie od wyniku i przebiegu walki należy mu się wyróżnienie. Ma jaja! Bez treningów, formy wziął walkę na 48 godzin przed galą. Mimo iż został stłamszony przez Cormiera to należy mu się szacunek za same podjecie wyzwania. Wielki Mistrz.

Jose Aldo – Stary mistrz wrócił! To była wersja Aldo jaką pamiętamy najlepiej. Doskonała obrona obaleń, szybkość, kontry. Kapitalna forma Brazylijczyka pozwoliła mu na wygranie arcyciekawego pojedynku z Frankie Edgarem. Aldo wyprzedzał Edgara, był silniejszy fizycznie, świetnie rozłożył siły. Świetna forma.

Kelvin Gastelum – zniszczył Hendricksa.  Kombinacje bokserskie oraz kopnięcia Gasteluma wyglądały wprost rewelacyjnie. Od początku do końca dzielił i rządził. Był szybszy, mobilniejszy, celniejszy od byłego mistrza. Najcenniejsze w karierze zwycięstwo stało się faktem.

Cain Velasquez – stary Cain wrócił? Były dominator królewskiej kategorii potrzebował pięciu minut bez trzech sekund by rozprawić się z Travisem Brownem. Velasqez pokazał się w stylu bardzo obiecującym, kopał obrotówki, prezentował się świetnie.

Minus

Miesha Tate – nie udźwignęła ciężaru, pogubiła się, poległa z kretesem. Wydawało się że  Tate pas odebrać może tylko Ronda. Stało się inaczej. Miesha pod wpływem agresji ze strony Nunes popełniła kilka błędów co spowodowało przyjęcie ogromu ciosów na twarz. Nawet mocna szczęka jej nie uratowała.

Mark Hunt – zbyt zachowawczo i ze zbyt dużym respektem do Lesnara podszedł do tego pojedynku Hunt. Brakowało agresji, akcji ofensywnych. Rzecz jasna Samoańczyk obawiał się obaleń, jednak ataków było jak na lekarstwo, Hunt nawet przez chwilę nie zagroził Amerykaninowi.

Johny Hendricks – koniec wielkiego MMA dla Hendricksa. Kolejny występ w którym były czempion przeszedł obok walki, był w katastrofalnej formie fizycznej, brak mu było ognia, siły, szybkości, woli walki. To już kolejny taki pojedynek, gdzie Amerykanin nie podchodzi do sprawy poważnie. Przed galą nie osiągnął wymaganego limitu wagowego. Wymowne.

Sage Northcutt – wygrał, jednak styl pozstawia wiele do życzenia. Parter Northcutta jest na poziomie.. amatorskim. Łatwość z jaką Marin (który jest zawodnikiem słabym) obalał i przechodził pozycje jest aż nie do uwierzenia. Luki parterowe Northcutta są przeogromne, zawodnik ten popełnia masę błędów i kwestią czasu jest kiedy po raz kolejny spotka na swojej drodze Barbareny tego świata.