To był pracowity weekend. Mój mistrz Macaco, czyli Jorge Patino wydał rozkaz zaopiekowania się Kalindrą Faria, na czas jej pobytu w Polsce, w związku z jej walką na KSW30 przeciwko Karolinie Kowalkiewicz. Traf chciał, że gala zaplanowana była w weekend kiedy nieopodal Poznania, w Luboniu odbywały się Mistrzostwa Polski NoGi, na których walczyli zawodnicy Gold Teamu z całego kraju. Więc zapowiadały się dwa dni z dużą ilością krzyku, małą ilością snu i kofeiną wspomagającą umiejętności prowadzenia auta. Zaczynamy…

 

11020942_1007874059241549_60538902_n

O tym, że zagraniczni zawodnicy, szczególnie ci zza oceanu, przyjeżdżają do nas na pożarcie, wiedziałem od dawna. Dobierani często na ostatnią chwilę, po wielogodzinnej podróży, bez czasu na aklimatyzację. Takie postępowanie mnie w ogóle nie dziwi, sam będąc czy zawodnikiem, czy dopingując w narożniku w USA lub Brazylii widziałem jak to się dzieje tam. Więc tym bardziej tu nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Do czasu, aż nie dotknęło to bezpośrednio mnie. Kalindra przyleciała z Brazylii wpierw do Warszawy by stamtąd jechać do Poznania. Wszystko to w okresie najgorszego cięcia kilogramów. Dlatego pojawiły się problemy, walka z gramami, nerwowa atmosfera i rozważania – co jest ważniejsze, dobre samopoczucie czy trzydzieści procent wypłaty. Postawiła na to pierwsze, ale raczej z powodu braku sił niż z grubości portfela. Na drugi dzień była zmotywowana i gotowa. Bardziej niż myślałem, że może być. Moim zdaniem razem z Karoliną dały jedną z najlepszych walk w historii KSW. Było na co popatrzeć. Werdykt pomimo, że ze strony sportowej się z nim nie zgadzam (pierwsza runda zdecydowanie dla brazylijki, druga remis, trzecia prowadzenie dla Karoliny tylko dlatego, że wybroniła obalenie Kalindry i znalazła się w parterze. Polka nie zrobiła nic by zdecydowanie wygrać tą walkę.) to decyzję sędziów rozumiem i akceptuję. Sama gala… Niesamowita publiczność żywiołowo reagująca na wydarzenia w klatce, niesamowita atmosfera. Walki widziałem jeszcze dwie. Kleber Koike Erbst kontra Anzor Aziew. Cokolwiek by nie mówić o Anzorze, dużo ludzi go nie lubi, jeszcze więcej widzi w nim następce Khalidowa. Będąc w szatni z Kleberem widząc jego rozgrzewkę sądziłem, że jest ofiarą rzuconą pod nogi przeciwnika. Jaki był przebieg walki, widzieli chyba wszyscy czytający ten blog. Odważny atak, dominacja w stójce, ciosy które dosięgnęły szczęki Aziewa, wszystko zakończone idealnym trójkątem. Nikt nie przewidział takiego scenariusza. Druga walka, która na tej gali przyciągnęła moją uwagę to starcie Aslambeka Saidowa z Rafałem Moksem. Ciekaw byłem formy Saidowa. Nie zawiodłem się. Utrata pasa i problemy przez, które przechodził ostatnio najwyraźniej zmotywowały reprezentanta Arachionu. W klatce był tego dnia rozpędzoną lokomotywą nie do zatrzymania. Zastanawiam się tylko kiedy dostanie szanse rewanżu z Mańkowski i mam nadzieję, że to wkrótce.

11039561_1007873975908224_386945182_n

Więc Konfrontacje trzydzieste za nami. Wszyscy czekają na cyferkę trzydzieści jeden, ja jednak zastanawiam się jak długo jeszcze. Wciąż i wciąż te same nazwiska, te same kluby. Trochę taki pompowany balon, który moim zdaniem robi się zbyt ospały, zbyt pewny siebie. Dlatego z radością zwracam swój wzrok w kierunku trzech innych literek… FEN… Zobaczymy co z tego wyrośnie.

11026522_1007874112574877_1837690340_n

Mistrzostwa Polski NoGi ściągnęły do Lubonia ponad tysiąc zawodników. Okazując się jedną z największych takich imprez w europie. Tym bardziej mogę być dumny z faktu, że drużynowo Gold Team stanął na najwyższy stopniu podium. Miło mieć świadomość, że coś zapoczątkowanego gdzieś w rozmowach moich z bratem, przerosło nasze oczekiwania i teraz przekazywane przez naszych studentów z całej Polski (ich praca i efekty są niesamowite) osiągnęło takie rozmiary. Nie mogę uwierzyć, że mam aż taki wpływ na tylu ludzi i z tej strony chciałbym im wszystkim podziękować. Bez wymieniania. Po prostu wszystkim.

Dziś dzień walki. Nie powiem denerwuję się. Waga zrobiona lepiej niż dotychczas. Samopoczucie lepsze niż kiedykolwiek, a mimo to kula rosnąca w brzuchu taka sama jak podczas moich pierwszych zawodów 'O mistrza maty’ w 1988… Dużo czasu minęło, a pewne rzeczy się nie zmieniły. Zaraz znów będę chodził w tą i z powrotem czekając aż mnie wyczytają. No i tak czy siak w czasie walki będę wyłapywał gdzieś tam głos Manola. On najlepiej wie co muszę robić. Jutro jak tylko dojdę do siebie napiszę Wam jak było..