(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

1 marca, w cieniu gali PROMMAC 1, odbyła się Arena Berserkerów 5, gdzie nie zabrakło i nas. Na imprezie odbyły się trzy walki amatorskie, dwa ćwierćfinały w wadze do 70 kg, walka rezerwowa, finał turnieju do 77 kg i walka wieczoru. Powinien odbyć się półfinał turnieju do 70 kg, ale zwycięzca jednego z ćwierćfinałów i z walki rezerwowej, z powodu obrażeń odniesionych podczas swoich pierwszych walk, nie mogli wyjść do następnej, więc zwycięzca drugiego ćwierćfinału od razu został finalistą. Poniżej relacja z wyjazdu.

Pierwszą walką zawodową była walka rezerwowa, której zwycięzca, czyli Radosław Tarnawa, w razie kontuzji jednego z półfinalistów miał go zastąpić. Niestety zwycięzca tej walki jak i jeden z półfinalistów doznał kontuzji, po której nie mógł wyjść do walki. Tarnawa wygrał niejednogłośnie na punkty z Marcinem Mazurkiem.

Drugą zawodową walką na gali i za razem pierwszą ćwierćfinałową była walka Bartłomieja Kopery i Gracjana Szadzińskiego. Szadziński stracił połowę pierwszej rundy, natomiast w drugiej połowie to on skuteczniej atakował. Druga runda nie wyjaśniła, który z zawodników był lepszy. Sędziowie zarządzili zatem dogrywkę, po której zawodnik gospodarzy przegrał i to ręka „Małpy” była w górze.

Drugim ćwierćfinałem była walka zawodnika KSW, Jakuba Kowalewicza, i Wojciecha Lecha. Jak zwykle Piotr Jeleniewski, który szykuje doskonałe gameplany dla swoich podopiecznych, i tym razem cieszył się z wygranej podopiecznego. Kowalewicz na całym dystansie walki zdominował przeciwnika i pewnie prowadził na kartach sędziowskich.

W finale turnieju do 77 kg zwyciężył Albert Odzimkowski, który był lepszy niż Michał Wiencek. Odzimkowski był faworytem tego starcia i od pierwszych minut było widać jego dominację. Walka nie trwała zbyt długo w stójce, gdyż Albert szybko poszedł po sprowadzenie. Wiencek udowodnił, że w parterze, nawet zza pleców, należy na niego uważać. Michał założył „Złotemu” dwie mocne balachy, z których Albertowi udało się jednak uciec. Nie zniechęciło to jednak go do dalszych ataków w parterze. Po raz pierwszy Odzimkowski wyszedł do drugiej rundy, w której również szybko sprowadził, lecz tym razem udało mu się zapiąć duszenie trójkątne, dzięki czemu został zwycięzcą drabinki.

W pierwszej walce wieczoru, po trzech rundach, Ireneusz Ziółkowski zremisował z Mateuszem Strzelczykiem. Zasięg Mateusza, który wziął walkę tydzień przed, był ciężkim zadaniem dla Ireneusza, choć bywały momenty, w których nie brakowało niebezpiecznego skrócenia dystansu przez Ziółkowskiego. Tempo walk nie należało do największych i najciekawszych. Zawodnicy dość asekuracyjnie walczyli, ale czasem obie strony pokusiły się na jakiś efektowny atak. Sędziowie uznali remis, z którego Strzelczyk nie był zadowolony i w wywiadzie dla nas powiedział, że będzie się odwoływał od decyzji sędziów.

Nie było niespodzianki w głównej walce wieczoru. Michał Fijałka od pierwszych minut dominował Alexandra Boykę atakując ciosami. Gdy Boyka po kilku z nich znalazł się w parterze, „Sztanga” szybko zdobył dosiad a następnie plecy, co skończyło się duszeniem trójkątnym.

Organizacyjnie jak i sportowo galę oceniam bardzo pozytywnie. Praktycznie pełna hala pokazała, że szczecińska publiczność jest gotowa na jakiś duży event. Największym minusem są zasady turnieju, które pokazały na tej gali, dlaczego turniej nie powinien rozgrywać się na jednej gali. Kontuzje, nawet najdrobniejsze, mogą spowodować, że zawodnik nie będzie w stanie wyjść do walki i nie zawsze zawodnik rezerwowy będzie również gotów. Turniej można rozłożyć na kilka gal, by uniknąć takich sytuacji jak ta.