Efektowna walka nie zawsze idzie w parze ze zwycięstwem – ta gorzka lekcja wybrzmiała w szczerym wywiadzie po gali w Libercu.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA – każdy do 100 zł – obstawiaj walki MMA na Fortunie!
Borys Dzikowski w obszernej rozmowie po pojedynku z Dominikiem Humburgerem na XTB KSW 103 przeanalizował przebieg starcia i wskazał kluczowe momenty, które zadecydowały o jego porażce. Polski zawodnik przyznał, że największa szansa na zwycięstwo pojawiła się w drugiej rundzie.
Jak upadł, to mam go. Raz, drugi bardzo szybko wrócił i nie skontrolowałem. Zabrakło dwóch ciosów w tym parterze.
przyznał Dzikowski, odnosząc się do sytuacji, gdy posłał rywala na deski.
Problemy z dystansem, które pojawiły się w pierwszej rundzie, powróciły w decydującej części pojedynku.
W tej pierwszej rundzie troszeczkę nie mogłem złapać dystansu przez pierwszą połowę rundy.
wyjaśnił zawodnik. Po drugiej odsłonie jego narożnik sygnalizował remis, mobilizując do maksymalnego wysiłku w ostatniej rundzie.
Polski fighter nie krył zaskoczenia werdyktem 30-27 na korzyść Czecha.
Jak już słyszałem 30-27, to już to kiedyś słyszałem. 30-27 nie było dla mnie. W poprzedniej walce, w tej walce też nie było dla mnie.
skomentował decyzję sędziów.
Dzikowski nie szczędził słów uznania dla dyspozycji rywala.
To najmocniejsza wersja Dominika Humburgera. Z nim się zmierzyłeś, u niego w mieście, przy jego publiczności.
przyznał, dodając jednocześnie, że jego zespół był dobrze przygotowany taktycznie do tego starcia.
Jak bym się miał zamienić, to wolałbym mieć najnudniejszą walkę na świecie, ale zieloną na Sherdogu.
podsumował szczerze Dzikowski, dając do zrozumienia, że efektowne przegrane nie są tym, na czym mu zależy.
Borys dodał też na swoje Social Media post z pozytywnym przesłaniem: „Lina pęka, nie komandos” – napisał polski fighter. A zatem porażka go nie złamała. W poście na Instagramie podziękował także kibicom z sektora #teamDzikowski za wsparcie z trybun.