Francis Ngannou nie kryje, że nie podoba mu się sposób, w jaki traktuje go UFC. Nie chodzi tu tylko o zorganizowanie pasa tymczasowego, ale również o inne aspekty współpracy z organizacją, które mistrz postanowił ujawnić.

Gdy w marcu Ngannou znokautował Stipe’a Miocica, zawodnik oświadczył, że nie zdąży odpowiednio się przygotować do następnego starcia przed wrześniem. Taka decyzja wyraźnie nie spodobała się UFC, ponieważ organizacja w mgnieniu oka zorganizowała pojedynek o tymczasowy pas dywizji ciężkiej. Tytuł powędrował do Ciryla Gane’a, który w MMA występuje od 3 lat.

Ngannou przyznał, że po takim zagraniu ze strony pracodawcy czuje się nieszanowany:

Dali mi pas i po paru miesiącach mówią, że ktoś inny zostaje mistrzem. Czasami nie jestem pewny, czy faktycznie jestem tu mistrzem. To trochę dezorientujące.

Zawodnik stwierdził, że UFC jest firmą, dla której ostatecznie nie liczą się ludzie, ale czysty zysk. Opowiedział też, co działo się za zamkniętymi drzewami organizacji:

Przed moją ostatnią walką podsunęli mi do podpisania pewien kontrakt, z którym już na pierwszy rzut oka było coś nie tak. Nie podpisałem go i widać było, że oni nie są z tego powodu zadowoleni. Podpisałem wcześniej umowę i ostatecznie nieciekawie się to dla mnie skończyło. 

Po różnych zagraniach ze strony UFC Ngannou nie jest już nawet pewny, czy dostanie szansę na walkę z tymczasowym mistrzem. Przewiduje, że wiele zależy od tego, jakie korzyści będzie widziała dla siebie organizacja w danym momencie.

źródło: gq.com