Już wkrótce do klatki największej organizacji MMA na świecie powróci bezapelacyjnie największy gwiazdor – Conor McGregor. Irlandczyk stanie w szranki z wysoko ulokowanym w kategorii lekkiej, Dustinem Poirierem. Starcie to zwieńczy zaplanowaną na 23 stycznia galę UFC 257.

Po tylu latach występów w UFC, wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z atutów popularnego „Notoriousa”. Dysponuje nieprawdopodobną precyzją, dzięki czemu jego ciosy często dochodzą do szczęk przeciwników i ci upadają na deski. Pochodzący z kraju kawy pretendent do mistrzowskiego tytułu w dywizji półśredniej – Gilbert Burns (19-3) zwraca uwagę, iż Irlandczyk jest niebezpieczny także w innej płaszczyźnie.

Jest naprawdę dobry w parterze. Ludzie myślą, że jest bardzo słaby, ale to nieprawda. Nikt nie pamięta jak przetoczył Nate’a Diaza w ich pierwszej walce. Według mnie jest niedoceniany. Wciąż powtarzają, że przecież wystarczy go obalić, ale kiedy ktoś tak dobrze kontroluje dystans, nie jest to łatwe zadanie. 

Inna sprawa jest taka, że jeżeli ktoś dużo kopie, to cała siła wydobywa się z bioder, więc u niego muszą one być naprawdę mocne. (…) Z pewnością nie jest naturalnym grapplerem, ale widać, że bardzo się na tym skupia.

Conor McGregor (22-4) powróci do oktagonu UFC po rocznej absencji. Po raz ostatni widziany był w akcji na gali z numerem 246, gdy po zaledwie 40 sekundach od rozpoczęcia pojedynku rozbił Donalda Cerrone (36-15), wracając tym samym na ścieżkę zwycięstw, po wcześniejszej porażce, której doświadczył z rąk niepokonanego Khabiba Nurmagomedova (29-0).

Źródło: YouTube/Gilbert Burns