Numer jeden światowego rankingu „Pound-For-Pound”, najmłodszy w historii mistrz organizacji UFC w kategorii półciężkiej, Jon „Bones” Jones, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w największej organizacji MMA na świecie. Jones słynął z tego, że miał wielu fanów i jeszcze więcej hejterów – po wydarzeniach z kilku ostatnich dni, członków tej drugiej grupy może być jeszcze więcej. Mowa tutaj o incydencie drogowym z udziałem zawodnika, marihuanie znalezionej w jego aucie oraz ucieczce z miejsca wypadku.

A wszystko zaczęło się od jednego wpisu na Twitterze…

Niedzielny wieczór, wchodzę po raz ostatni tego dnia na Twittera i pierwsze co rzuca mi się w oczy to informacja o tym, że Jon Jones prawdopodobnie wypada z walki, w której miał bronić swojego pasa przeciwko Anthonemu Johnsonowi. Pierwsza reakcja – „Co jest grane?!”. Walka tych dwóch zawodników zapowiadało się bardzo ekscytująco i było to dla mnie jedno z najlepszych zestawień w bieżącym roku, więc ciężko mi było w to uwierzyć. Na kolejne nowiny nie trzeba było długo czekać, a trochę się ich pojawiło. „Jones oblał testy antydopingowe!”, „Jones spowodował wypadek i uciekł z miejsca zdarzenia!”, „U Jonesa ponownie wykryto kokainę!”, „To już możliwy koniec kariery Jonesa”. Dla mnie było to za dużo informacji, za mało faktów.

Już następnego dnia do mediów trafiła informacja, co tak naprawdę zaszło. Z raportu policyjnego wynikło, że Jon Jones jadąc samochodem, przejechał na czerwonym świetle, spowodował wypadek z udziałem trzech samochodów – w którym rękę złamała ciężarna kobieta – a następnie, wziąwszy kurtkę i dokumenty, oddalił się pieszo z miejsca zdarzenia. Już tutaj nasuwa się pytanie, czy tak powinno się postąpić? Czy ktoś, kto pozornie nie ma nic do ukrycia, ucieka z miejsca wypadku? Odpowiedź przyszła wkrótce – policja stanu Albuquerque znalazła w(jak się okazało) wypożyczonym przez zawodnika samochodzie, fajkę z marihuaną, a mając na uwadze zeznania świadków, którzy opisywali czarnoskórego mężczyznę jako sprawcę wypadku, rozpoczęła poszukiwania „Bonesa”. W żaden sposób nie można było się z zawodnikiem skontaktować, ani go znaleźć. Według dostępnych źródeł, dowiadujemy się, że Jon Jones, za namową swojego adwokata, dobrowolnie oddał się w ręce policji i został aresztowany pod zarzutem ucieczki z miejsca wypadku. I tutaj zaczyna się mały komizm sytuacji. Zawodnik wychodzi z aresztu po jednym dniu, dzięki wpłaconej kaucji, która wynosiła… Uwaga, uwaga… 2500 dolarów! Wszyscy się zgodzimy, że Jones na swojej kieszeni nawet tego nie odczuł. Nie znam się na prawie i obowiązujących przepisach, ale zdaje się, że to jeszcze nie koniec „tułaczki” po sądach dla Jonesa. I dobrze! Po pierwszej rozprawie sądowej, sędzia nakazał sprawcy wypadku trzymanie się z dala od narkotyków oraz alkoholu, przestrzeganie przepisów i bycie w kontakcie ze swoim adwokatem.

Jednak zarówno mnie, jak i innych fanów, interesowała jeszcze jedna kwestia. Co z walką Jonesa z „Rumblem” do której miało dojść na gali UFC 187? Czy organizacja UFC wyciągnie jakieś konsekwencje w stosunku do swojego mistrza? Czy może jednak Jon Jones ponownie uniknie kary, jak w przypadku jego poprzedniej wpadki z kokainą? Moje zdanie na ten temat wyrażałem już na Twitterze – mimo, że jestem fanem umiejętności tego zawodnika w oktagonie, lubię go tam oglądać, to jednak jakieś skutki takiego incydentu i zachowania poza klatką powinny być. Trzeba było uzmysłowić „Bonesowi”, że nikt nie jest nietykalny. Takie zdanie miało prawie całe środowisko mieszanych sztuk walki, które zainteresowało się tą sprawą. Można powiedzieć, że organizacja Ultimate Fighting Championship nas nie zawiodła i w środę rano wydała oświadczenie, w którym poinformowała, iż Jon „Bones” Jones został pozbawiony pasa mistrzowskiego, a także został zawieszony na czas nieokreślony. Natomiast nowym main eventem gali UFC 187 zostało starcie między Anthonym Johnsonem, a Danielem Cormierem, którego stawką będzie wymieniony wyżej pas mistrzowski. Kolejną deską do trumny Jonesa było rozwiązanie z nim kontraktu przez firmę Reebok, przez którą od roku był sponsorowany, podpisując ekskluzywny kontrakt.

Jak ja widzę tę całą sytuację? Kara, czyli pozbawienie pasa i zawieszenie, są jak najbardziej zasłużone. Zasad powinien przestrzegać każdy, bez wyjątku – nikt nie powinien czuć się bezkarny. Osoby publiczne, zawodnicy, wystawieni są na jeszcze większe pole widzenia i powinni być świadomi tego, że każdy ich błąd będzie szybko dostrzeżony. W tym wypadku przychodzi jeszcze posiadanie pasa mistrzowskiego. Nie oszukujmy się, dla mnie mistrz powinien dawać przykład swoim zachowaniem poza klatką i swoimi umiejętnościami wewnątrz niej. Nie mówię, że zawodnicy, którzy są poza pierwszą dziesiątką rankingów, nie mają dawać przykładu – bo też powinni. Po prostu mistrz powinien być jeszcze większym autorytetem. Jon Jones jako zawodnik jest „materiałem z najwyższej półki”. Niestety jego czyny i występki w życiu codziennym sprawdzają na niego falę krytyki – i często jest ona uzasadniona. Z decyzją organizacji w sprawie odebrania pasa, zgadzam się w stu procentach. Jeżeli chodzi o walkę wieczoru najbliższej, numerowanej gali, to mimo małej sympatii do Daniela Cormiera, jakoś nieszczególnie przejąłem się, że to właśnie on wskoczył do walki o pas z „Rumblem”. W głębi serca czuję, że Anthony Johnson zrobi to, czego nie zrobił wcześniej Jones – znokautuje zawodnika trenującego na co dzień w American Kickboxing Academy – i to właśnie na jego biodrach zawiśnie mistrzowski pas. Z drugiej jednak strony, bardzo spodobała mi się wizja Michała Malinowskiego mówiąca o tym, żeby stworzyć czteroosobowy turniej, w którym znaleźliby się Johnson, Cormier, Gustafsson i Bader, a jego zwycięzca zostałby posiadaczem pasa. Jednak władza Ultimate Fighting Championship już zadecydowała.

Jak będzie wyglądała przyszłość, byłego już mistrza – Jona Jonesa? Czy ten prawie 28-letni zawodnik powróci jeszcze do UFC? Czy odzyska pas? Czy może jednak zakończy karierę wcześniej niż początkowo planował, czyli przed swoimi trzydziestymi urodzinami? Czy na Jonesa spadną jeszcze jakieś prawne konsekwencje jego czynów, wymierzone przez sąd? Na te pytania nie znamy jeszcze odpowiedzi, przyniesie je czas.

Szymon Łabacki

Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl