(Grafika: Marek Romanowski | InTheCage.pl)

Naszym kolejnym gościem, który zgodził się poprzedzić mini-blogiem swoją nadchodzącą walkę jest Tymoteusz „Omen” Świątek!

Mój ostatni trening jaki miałem był niestety w czwartek, tydzień temu, gdzie na muay-thai, podczas rozgrzewki uszkodziłem sobie kostkę. Z bólem nogi poszedłem do domu z zamiarem pójścia spać, ale niestety ból mi nie pozwolił zasnąć. Następnego dnia, po niezbyt przespanej nocy, wywiązując się z zobowiązań i obowiązków, pojechałem do pracy – do Tarnowa. Miałem tam za zadanie wyczyścić wielkie okna przed malowaniem na dużej hali, gdzie od końca marca ruszy nowa siłownia. Noga mi w tym przeszkadzała, lecz ja jestem typem człowieka który nie odpuszcza i nie ucieka od zadań, które zobowiązał się wykonać. Pod wieczór po wielkiej namowie mojej dziewczyny Asi oraz szantażem emocjonalnym i groźbami (śmiech, troszkę dodaje od siebie) zobowiązałem się jechać do Dąbrowy Tarnowskiej do doktora Maćka Kaczówki, gdzie zostałem skierowany na prześwietlenie.

Następny dzień to  wyjazd do Wrocławia z moją dziewczyną na media trening, gdzie udzieliłem dużo wywiadów, miałem mnóstwo zdjęć. Noga tak szczerze była tylko strasznie siwa, nie sprawiała mi większych problemów. W moim pokazie pomógł mi Krystian Balowski oraz w pokazie parterowym moja dziewczyna Joanna Kózka. Poznałem tam przesympatycznego Michała Piszczka, który jest w mega formie i za którego trzymam mocno kciuki w walce. Po pokazach korzystając z okazji kupiłem bilet i zobaczyłem również galę PROMMAC.

Niedziela – no wyspałem się tak do 9 i wraz z moją dziewczyną poszliśmy do kościoła, dzień bez jakiś ciekawych zdarzeń. Odwiedziłem Pojawie – małą miejscowość gdzie kiedyś mieszkałem. U dziewczyny długo nie byłem bo musiała się uczyć na egzaminy. Będąc już w Bochni trener wracający z chłopakami z amatorskich zawodów z Sochaczewa poprosił mnie bym ich z Bochni porozwoził po domach. Noga mi wiele nie przeszkadzała, tylko chorobliwie była siwa i trochę trzeszczała jak skakałem. Rozchodzę – taką mam diagnozę.

W Poniedziałek wstałem około 8 i pojechałem do pracy. Dzień myślę normalny tylko o małym kefirze i bułce. Wagę muszę robić. Wróciłem do Bochni, po pracy przyjechałem do klubu a tam rewolucja ustroju – afera i zmiany. Myślę, że na moją korzyść no i oczywiście trenera. Mało tego, w tym dniu musiałem podpisać kontrakt z Timem Leideckerem na walkę w Finlandii. Miałem na to ostatnie pół godziny. Inaczej odwołuje mi walkę 5 Kwietnia. 100 powodów za, 1000 powodów przeciw temu bym jechał tam walczyć. Sytuacja napięta, tu afera, tu argumenty trenerów za i przeciw. Zostaje 15 minut na decyzje. Jestem głodny po pracy. Trenerzy rozważają między sobą za
i przeciw, aż oboje opadli z sił i zgodnie powiedzieli mi „A rób co chcesz”. Zostało 5 minut. A chuj sobie myślę ,,niech coś się dzieje w moim nudnym życiu” – jadę. Podpisałem kontrakt. Wysłałem zdjęcia podpisanego kontraktu 5 minut po czasie, ale było ok  – Tim szczęśliwy, jeden trener zadowolony, drugi trochę mniej  a ja pojechałem spać.

Wtorek do pracy głodny, nerwowy. Po pracy pogadałem z trenerem o zmianach w klubie, byłem chwilę u Asi i poszedłem spać.

W środę moim zadaniem było wymalować kuchnię i łazienkę u pani, co wynajmuje u niej w hotelu mieszkanie.
Ja byłem całkowicie za, ponieważ zwolni mnie w marcu z obowiązku płacenia czynszu za ten miesiąc. Po skończonej pracy pojechałem do klubu gdzie moja dziewczyna solidnie trenowała. Miała aż 3 treningi w tym dniu. Odwiozłem ją po tych treningach do domu i przyjechałem do trenera jeszcze wszystko obgadać.

Dziś, w czwartek przymieram z głodu i piszę do Was ten blog. Czeka mnie jeszcze sprzątanie samochodu, muszę wymienić  złotówki na euro, ponieważ z Wrocławia jadę z moją dziewczyną do Słowacji.  9 marca stoczy pojedynek – jeszcze amatorski, ale będzie mój Skarbek już zawodniczką MMA – międzynarodową. Waga dziś wskazuje 64 kg., więc jeszcze muszę się odwadniać – jadę gdzieś na saunę.

Moim życiem jest praca. MMA daje mi duże możliwości, ale tak naprawdę muszę pracować cały czas, ponieważ muszę opłacić internet, paliwo do samochodu, zjeść za swoje, ubrać się. By żyć wszystko muszę sobie kupić sam. Opłacić mieszkanie, szkołę, abonament za telefon. Nigdy nikt mi nie dał pieniędzy, nie miałem żadnego sponsora, żadnego kurwa stypendium, na wszystko musiałem zapracować, nawet żeby jechać do Wrocławia, żebym mógł zatankować też potrzebuję kasy, na saunę też muszę. Zaraz zmieniam koła – też muszę zapłacić. Dlatego cały czas pracuję!