Trzecia edycja Radaru będzie poświęcona wyłącznie kategorii półciężkiej. Utarło się, że jest to biedna dywizja. Fakt, nie jest może bardzo bogata, ale można wyróżnić sporo nazwisk godnych uwagi.
Dzisiaj pięciu zawodników 93 kg, ale na pewno będą się tacy jeszcze regularnie pojawiać w kolejnych felietonach. Postanowiłem urozmaicić treść pod względem umiejętności. Mamy dwóch zawodników do walki o pas każdej polskiej organizacji i trzy solidne, dające nadzieje na przyszłość wzmocnienia. Zaznaczę, iż tematyczne radary nie będą regułą, ale na pewno w planach jest opisanie ciekawej piątki z Bałkanów, które tak lubi organizacja KSW.
Mikhail Ragozin (17-4)
29 lat, Rosja, kategoria półciężka/średnia
Bilans rywali 227-117
Skalpy – Leonardo Silva (17-5), Dmitriy Tebekin (12-7), Dovletdzhan Yagshimuradov (18-6-1)
Jedna z największych gwiazd prestiżowej organizacji RCC. Zwiedził Fight Nights Global, zwiedził M-1, teraz bryluje w RCC. Jest zawodnikiem uniwersalnym, mogącym walczyć w dwóch kategoriach wagowych. Więcej pojedynków stoczył w półciężkiej, ale także w średniej sobie radził.
Ragozin od pewnego czasu walczy dużo bardziej agresywnie niż jeszcze za czasów M-1. Miewał wtedy większą tendencję do bierności, tych ciosów i ryzyka nie było tak wiele jak w ostatnich pięciu walkach. Zaczęło się to od starcia z Leonardo Silvą (17-5). Raz za razem karcił Brazylijczyka przy skróceniu dystansu. Rosjanin świetnie operuje kontrą, zwłaszcza sierpowymi, które wchodzą bardzo soczyście. Nie jest powerpuncherem, co widać po liczbie nokautów (5), ale są to akcje niewątpliwie robiące duże wrażenie na sędziach. Często mimo zamaszystości niektórych uderzeń, są one w wykonaniu Mikhaila bardzo szybkie, zwłaszcza krótki sierp podczas mocnej wymiany. Duża bronią są także podbródkowe, wyprowadzane przy skróceniu dystansu przez rywala lub jako wisienka na torcie kombinacji. Powtarza się to regularnie w każdej walce. Kombinacje prostych połączone z sierpem bądź podbródkiem, duża chęć do wchodzenia w wymiany. Tym właśnie uppercutem świetnie rozbijał Leonardo Guimaraesa (13-7-1) w swojej ostatniej walce. Odnajduje się jako strona wywierająca presję, ale też będąc na wstecznym, gdzie może korzystać z wcześniej wspomnianych kontr. Stosunkowo mało ciosów ląduje na korpusie przeciwników, zdarzają się pojedyncze haki, ale niewiele więcej.
W obszarze kopnięć wyprowadza przede wszystkim bardzo mocne low-kicki z zakrocznej nogi w wersji zewnętrznej jak i wewnętrznej. Dochodzą do tego także front-kicki na tułów. Sam potrafi przyjąć dużo niskich kopnięć, w starciu z Yasubeyem Enomoto (22-12) (które według mnie niesłusznie przegrał) dostał całą serię i praktycznie tego nie odczuł. Warto jednak wspomnieć, że Ragozin miewa problemy z szybkimi boksersko zawodnikami. Zarówno w starciu z Enomoto jak i Mattem Dwyerem (11-8) rywale dłuższymi fragmentami byli zwyczajnie za szybcy ze swoimi kombinacjami i Rosjanin gubił się, jeżeli chodzi o defensywę lub przestrzelał z kontrą. Zupełnie inaczej jest z wolnymi, biernymi celami. Leonardo Guimaraes był bardzo statyczny, Rosjanin demolował go w stójce i tylko odporność Brazylijczyka pozwoliła mu dotrwać do decyzji.
W przypadku problemów pojawiają się zapasy. Uległy one dużej poprawie zwłaszcza w aspekcie defensywnym. Od czasu problemów zapaśniczych z Brandonem Halseyem (12-5-1) w 2017 roku wiele się zmieniło. Był w stanie bronić obaleń większego i cięższego Silvy, a i ofensywniej zdaje się być pewniejszy w swych poczynaniach. Tylko z Guimaraesem praktycznie nie było prób zapaśniczych, ale wynikało to z braku jakiegokolwiek zagrożenia stójkowego. Na środku oktagonu stosuje obalenia za jedną, bądź dwie nogi, natomiast spod siatki jest to umęczanie w klamrze połączone z różnymi haczeniami. Nie stosuje rzutów przez biodro czy wyniesień. Sam za to potrafi świetnie wykorzystać „sprawl”, aby skontrować obalenie i wylądować na górze (walka z Tebekinem).
Doskonale broni poddań. Tylko w ostatnich starciach obrona dobrych gilotyn, kilku skrętówek. Sporo defensywy pokazał jeszcze w M-1, gdzie Joseph Henle (11-4-1) usilnie starał się zmusić Mikhaila do klepania. Zachowuje w tych akcjach stoicki spokój. Ma przygotowane wyjścia. Zwłaszcza te ucieczki ze skrętówek robiły wrażenie. Całościowo parter Ragozina jest wyśmienity. Bardzo dobrze kontroluje nie zostawiając praktycznie miejsca na ewentualną ucieczkę i ma przy tym bardzo brutalne ground and pound. Niejednokrotnie po dłuższej chwili kontroli, punktowania wstaje do góry, by zanurkować z ciosem w będącego na plecach rywala. Kompletnie odłączył w ten sposób Henle w ostatniej sekundzie walki. Pokaz parterowej agresji, to także końcówka pierwszej rundy z Dwyerem. W parterze i klinczu jest bardzo nieustępliwy, nie wypuszcza rywala, chyba, że sam tego chce.
Mikhail Ragozin to kompletny zawodnik mający duże atuty w każdej płaszczyźnie walki. Dobra punktująca stójka, wysokie umiejętności, jeżeli chodzi o pracę zapaśniczą i parterową. Z marszu rywal dla Narkuna. Rosjanin mógłby mieć problemy z nieszablonową stójką Tomka i jego gabarytami, ale zawodnik RCC to kilka półek wyżej niż np. Przemysław Mysiala. W każdej polskiej organizacji powinien walczyć o najwyższe laury.
Karl Moore (9-2)
29 lat, Irlandia, kategoria półciężka
Bilans rywali- 117-73
Irlandczyk trenujący w SBG m.in. z zawodnikiem EFM Willem Fleurym czy Johnnym Walkerem to były mistrz organizacji Cage Warriors, który po nieudanej próbie zdobycia pasa w kategorii ciężkiej przeniósł się do Bellatora. Tam stoczył jedną walkę, na irlandzkiej gali. Był zestawiony także później, ale walka się nie odbyła. Ostatnio przez sytuacje pandemiczne Bellator zawiesił organizowanie europejskich gal i zrobił czystki w rosterze. Jedną z ofiar tych przetasowań był właśnie Karl Moore. Wolny agent, kategoria półciężka, dobry bilans, czego jeszcze trzeba?
Irlandczyk walczący z mańkuta dobrze pracuje ciosami prostymi, wykorzystując swój niezły zasięg stosuje klasyczne kombinacje 1-2. Gdy szarżuje na rywala spychając go na siatkę leci w linii prostej z dłuższą serią ciosów prostych. Notował sukcesy w tym obszarze w pierwszej rundzie z Paulem Craigiem (15-4-1) i Lee Chadwickiem (26-15-1). Przy skróconym dystansie nie waha się przed ruszeniem w szaloną wymianę. Walka z Richiem Knoxem (3-1) to było igranie z ogniem. Sierp za sierp, kompletny brak defensywy i kto pierwszy padnie. Padł Belg, ale Moore w kolejnych walkach nieco opanował swoje mordercze zapędy. Poprawił kontrolę dystansu, zaimplementował sporo kopnięć. Kopnięcia były kluczową bronią w starciu z Chadwickiem. Sporo kopnięć na korpus, z których jedno mocno wstrząsnęło Anglikiem. Były to pojedyncze kopnięcia lub finalizacja kombinacji po ciosach. Dochodzą do tego także wewnętrzne niskie kopnięcia.
Bardzo przeciętnie radzi sobie w klinczu. Jest tam bierny, praktycznie samym byciem dociskanym do siatki prawie przegrał walkę z „Butcherem”. Niby wymieniali się krótkimi ciosami, ale Moore w żadnym stopniu nie próbował zerwać tego klinczu, aby się wydostać.
Pomimo szybkiej porażki przez nokaut (15 sekund) należy zwrócić uwagę, że była to porażka w wadze ciężkiej z mocno bijącym Mauro Cerillim (14-4). W swojej docelowej wadze Irlandczyk potrafi wiele przyjąć jak z Knoxem czy Chadwickiem. Defensywa pozostawia jednak wiele do życzenia. Oprócz chęci wchodzenia w ryzykowne wymiany nie jest też gigantem, jeśli chodzi o szczelność gardy. Stara się cofać przy ciosach przeciwnika, ale gdy znajdzie się w zasięgu to pojawia się sporo luk.
Moore ma solidne zapasy, dobrą grę parterową. Najbardziej wymierna będzie tutaj walka z wybitnym specjalistą od parteru Paulem Craigiem. Oczywiście, walka zakończyła się porażką w drugiej rundzie, ale pierwsza runda była w wykonaniu Moore’a bardzo obiecująca. Był w stanie skontrować obalenie Craiga, wylądował w dosiadzie i prawie poddał go duszeniem zza pleców. Szkot nic nie mógł zrobić, gdy Karl był z góry, a znany jest ze swoich fenomenalnych trójkątów czy wyłapywania wszelkich technik. Wszelkie próby skręcania, odwracania pozycji były pacyfikowane przez reprezentanta SBG. Błędem może było skupienie się na poddaniu Craiga. Tak wytrawnego grapplera może i da się skontrolować, ale z poddaniem już ciężko. Wiemy, że Szkot miewa problemy z trzymaniem uderzeń, które mogły spowodować więcej chaosu w jego poczynaniach. Nie było daleko do poddania, ale Paul wytrzymał. W drugiej rundzie w dość dziwny sposób przy obaleniu Irlandczyk zapakował się w ciasną gilotynę, której taki artysta jak „Bearjew” nie mógł wypuścić. Tym niemniej była to obiecująca walka ze strony Moore’a obrazująca, że ma grappling na wysokim poziomie. Posiada także solidny bak z paliwem. Będąc umęczanym pod siatką przez Chadwicka w trzeciej rundzie dalej dość żwawo poczynał sobie w momentach stójkowych.
Jak wspomniałem na początku jest to transfer pozbawiony wad, wolny agent, w dodatku z Europy, do kategorii, która od lat jest piętą achillesową organizacji KSW i nie tylko. Półciężkich nigdy za wielu. W EFM może być ciekawa historia. Gdyby zawalczył z Różańskim o pas to Moore miałby okazję pomścić swojego kolegę z maty Willa Fleury’ego.
Rywal na start – w KSW Ivan Erslan, w FEN Adam Kowalski, w EFM Maciej Różański.
Karl „King” Albrektsson (12-3)
27 lat, Szwecja, kategoria półciężka
Bilans rywali 187-98
Skalpy Viktor Nemkov (30-8-1), Vadim Nemkov (14-2), Dmitriy Tebekin (12-7)
Gigantyczny talent ze Szwecji walczący na zmianę w Bellatorze i rodzimym Superior Challenge. Jak zwykle w przypadku zawodników z nieco drugiego planu organizacji Scotta Cokera, wrzucam ich, licząc wreszcie na owoc legendarnej współpracy KSW i Bellatora. Szwed może się pochwalić nie lada osiągnięciem. Pokonał braci Nemkov, zarówno Vadima jak i Viktora. Potrafił także długimi fragmentami tłamsić zapaśniczo i parterowo obecną gwiazdę UFC – Jiriego Prochazkę (28-3-1). Walczył na RIZIN, a ciekawostką jest, że swoją pierwszą zawodową walkę stoczył w Koszalinie, na gali MGSWM 1. Wygrywał z uczestnikiem EFM SHOW 1 Tomaszem Janiszewskim (5-6).
Albrektsson to niezwykle mocny zapaśnik i parterowiec. Praktycznie w każdej walce dąży do przeniesienia walki na ziemię. Był w stanie obalać i długimi fragmentami kontrolować Prochazkę, kompletnie zdominował zapaśniczo Viktora Nemkova. Za każdym razem obalał Viktora w pierwszych połowach rund. Tylko raz pozwolił mu wrócić do stójki. Schemat był bardzo podobny. Wpadał w Rosjanina, ten uciekając znajdował się na siatce i właśnie spod siatki Karl po lekkim wyniesieniu obalał go z klamry lub za dwie nogi. Obnaża to zapasy defensywne starszego z braci, ale „King” robi to z niemal każdym rywalem. Walki w RIZIN odbywają się w ringu, więc tam takie sprowadzenia są trudniejsze. Prochazkę obalał łapiąc go w klamrę przy skracaniu dystansu i hacząc na środku ringu. Inaczej było z Teodorasem Aukstolisem (11-5), którego położył najpierw za dwie, a potem za jedną nogę. Jeśli umie to robić z dużą łatwością w ringu to tym łatwiej może to egzekwować, gdy walczy w klatce.
Z góry ciasna kontrola (czasem udaje się wstać, ale po kilku dobrych minutach bycia tłamszonym przez Albrektssona), do tego bardzo dobre ground and pound. Jest to najskuteczniejsze narzędzie, jeżeli chodzi o kończenie starć w jego wykonaniu. Nie daje sędziemu pola do podnoszenia walki nieustannie pracując zarówno ciosami podtrzymującymi aktywność, jak i mocnymi łokciami. W grze grapplingowej szuka głównie duszeń, sam nigdy nie został poddany.
Trudno jest złamać Szweda, nie był dotychczas czysto znokautowany, większe problemy raczej sprawia mu błędnik, ale bardzo szybko potrafi się otrząsnąć. Zaliczając nokdaun z rąk Prochazki po upadku ekspresowo wstał i zbierał bombę za bombą wciąż stojąc, chwiejąc się dopiero, gdy sędzia przerwał. Spokojnie wracał do narożnika, podobna sytuacja była z Philem Davisem (22-6) i Christiano Frohlichem (10-5). Karl sporo zbierał, ale nie tracił świadomości. Jest prędzej podłączany niż brutalnie nokautowany.
Miękko pracuje na nogach, potrafi skrupulatnie orbitować i punktować prostymi, czasem w kontrze zdzielić wąskim sierpem, ale najlepsze wydają się kopnięcia. Aplikuje rywalom kopnięcia na korpus i sporo niskich. Te na korpus nieraz były przejmowane i rodziło się niebezpieczeństwo dla Szweda. Dobre cardio zbudowane na pewno doświadczeniem z 10-minutowej rundy w RIZIN.
„King” jest jednym z najlepszych półciężkich na świecie będącym przed 30-tką. Powinno się chociaż spróbować go zwerbować, bo jest to duże wyzwanie i możliwość sprawdzenia się dla mistrzów polskich organizacji. Jeśli ma być współpraca na linii Bellator – KSW to powinna dotyczyć właśnie takich zawodników.
Rywale na start – mistrzowie polskich organizacji (Narkun, Wójcik, Różański)
Vladimir Seliverstov (12-3)
28 lat, Rosja, kategoria półciężka
Bilans rywali 122-90
Weteran rodzimej sceny mieszanych sztuk walki. Brał udział w eventach Fight Nights Global, GFC, OFC czy Battle on Volga. Swoją pierwszą porażkę zanotował z mocnym Olegiem Olenichevem (15-6). Następnie bardzo pechowo przegrał walkę w trzeciej rundzie na GFC 26 przez kontuzję nogi z Romanem Gudochkinem (12-7). Po dwóch rundach było 1:1. Seliverstov jak znaczna część zawodników kategorii 93 i HW nie jest fighterem szczególnie skomplikowanym. Swoje poczynania w klatce opiera na stójce. Jest bardzo niewyważony, jeżeli chodzi o tempo walki. Raz długimi fragmentami kiwa machając tylko rękami, a raz rusza z morderczym natarciem pełnym cepów finalizując to często gęsto kopnięciem na korpus. Idealnym przykładem tej arytmii i popadania ze skrajności w skrajność Vladimira jest walka z Olenichevem. Długimi fragmentami biernie przyjmował ciosy Olega, ale jak już ruszył to z huraganowymi atakami. Nie ma jakichś swoich typowych ruchów. Trochę kopie, czasem backfist, oprócz tego sierpy, prosty, krzyżowy od wielkiego dzwonu. Nie da się ukryć, że mimo sporej bierności w walkach jest to zawodnik dążący do ekspresowego zamykania walk. 9 z 11 starć kończył nokautem z czego aż 7 w pierwszych rundach. Ma naprawdę ciężkie ręce tylko często jest zbyt skupiony na jednym ciosie, co w starciach z mocniejszymi rywalami może nie być wystarczające. W swoich akcjach skracając dystans wystawia się na podbródki, często praktycznie wcale nie asekuruje głowy. Dużym atutem przy takim stylu jest natomiast jego twarda szczęka. Od Olenicheva przyjął niewyobrażalną ilość ciosów, a mimo to dalej był gotowy na zrywy.
Na uwagę zasługuje pierwsza runda walki z Evgeniym Erokhinem (22-7),w której wyglądał dobrze. Pracował niskimi kopnięciami, był w stanie podłączyć Erokhina długim krzyżowym i nie było daleko od skończenia starcia. W drugiej rundzie klasycznie zawiodła defensywa, Evgeniy agresywnie napoczął Seliverstova, który za podwójną gardą słabł z sekundy na sekundę.
Prędzej zawiedzie go kondycja niż szczęka. Charakternie prze do przodu, mimo iż wydaje się, że jest totalnie wykończony i wychodzi to całkiem nieźle. Od półciężkich nie wymaga się, że przewalczą 5 rund w świetnym tempie, ale Seliverstov miał już problemy na przełomie 2/3 rundy. Przyzwyczajenie do ekspresowych nokautów swoją drogą, ale bak z paliwem zdecydowanie wymaga powiększenia. Zapasy defensywne praktycznie nie istnieją. Obalało go trzech z ostatnich czterech rywali, co mówi samo za siebie biorąc pod uwagę, że jednym z nich był słaby Rakhmatullo Sattarov (6-2). Z pleców również jest to raczej walka o przetrwanie, nie wyciąga poddań, nie skręca się, aby powrócić na nogi, a jedynie odlicza czas do końca rundy. Sam, gdy już wyląduje na górze, co zdarza się raczej w wyniku nieporadności przeciwników jest skuteczny. Kontroluje, zdobywa pełną gardę, pozycję boczną i stara się aktywnie pracować uderzeniami.
Selivestov to bardziej uzupełnienie składu tej wagi, ale całkiem przyzwoite.
Rywal na start – Ivan Erslan/Szymon Kołecki/Przemysław Mysiala
Timo Feucht (8-1)
25 lat, Niemcy, kategoria półciężka
Łączny bilans rywali 69-71
Zanim przejdziemy do spraw stricte sportowych (o których w tym przypadku niezbyt wiele) to należy wspomnieć o kilku kwestiach związanych z młodym Niemcem. Otóż jeszcze niedawno miał on zawalczyć na UFC z innym zawodnikiem już tam niebędącym, czyli Kennethem Berghiem (8-0), dla którego parę słów w kolejnych epizodach powinno się znaleźć. Abstrahując już od tego czy jest to zawodnik poziomem na UFC czy nie (moim zdaniem nie) to jednak sam fakt zainteresowania światowego giganta potrafi wpływać na wyobraźnię mniej zorientowanych obserwatorów. Do walki nie doszło z problemów dotyczących przeszłości Feuchta. Mianowicie jakiś czas temu (nie ma dokładnych ram czasowych i informacji) był on w jakiś sposób związany ze środowiskiem neonazistowskim. Z dostępnych źródeł wiele wskazuje na to, że Feucht przyznał się do tego, jednak już od dłuższego czasu nie ma z tym nic wspólnego i jest to melodia przeszłości. Zawodnik nie powinien być teraz dożywotnio piętnowany i dobrze, jakby organizacja z Polski zainteresowała się Niemcem. Timo zasługuje na szansę. Miejsce sportowego rozwoju ma bardzo dobrze, bo regularnie trenuje w AllStars Training Center między innymi z Alexandrem Gustafssonem czy Khamzatem Chimaevem.
Feucht nie miał spektakularnych rywali, sporo dostawców rekordu, do tego jeden z najsłabszych zawodników LHW w UFC ostatnich lat Jeremy Kimball (17-9). Jedyna porażka przytrafiła się z najlepszym rywalem w karierze, bo z Klidsonem Abreu (15-4). Od Brazylijczyka odbił się dość brutalnie, jednakże miał momenty, gdy dobrze pracował ciosami prostymi i będąc z dołu był w stanie obrócić pozycję i chwilę być z góry. Bardzo solidne BJJ Abreu doprowadziło go jednak do poddania w 2 rundzie pojedynku. Feucht w stójce jest bardzo ruchliwy, duża macha rękami. Często posiłkuje się ciosami prostymi, wyglądającymi dość dziwnie, bo nie są to standardowe jaby, tylko takie pchane uderzenia, za którymi idzie też całe ciało. W starciu z Abreu i Kimballem stanowiły sporą część ciosów Niemca. Drugie uderzenie to bardzo zamaszysty prawy overhand w kontrze, ale też przy skróceniu dystansu. Poza tym nic się nie wyróżnia, bo i rywale tacy, a nie inni. Potrafi odnaleźć się w parterze, tak jak wspominałem nieźle wyszedł z pierwszego zagrożenia od Abreu, ale był obalany dość łatwo, mimo dużej ruchliwości w parterze niewiele mógł zdziałać. Gdy poddawał to głównie bardzo słabych zawodników duszeniem zza pleców. Dążył do jak największego rozciągnięcia przeciwnika zajmując plecy i sprawnie dusił. Treningi w takim klubie powinny procentować, Timo jest młody i dużo lepiej dać szansę jemu niż np. rozbitemu Bekavacowi.
Rywal na start – w KSW Przemysław Mysiala/Martin Zawada, w FEN Adam Kowalski/Marcin Filipczak