Od premiery książki „Pod Prąd” minęły już ponad dwa tygodnie, jest za nami wieczór autorski, a także wywiady z twórcami. Czas najwyższy na recenzję „Prawdziwej historii Martina Lewandowskiego i Federacji KSW”.

Na początku warto zaznaczyć, że w przypadku książki maksymalnie związanej ze sportem, który się kocha od lat, ciężko o radykalny obiektywizm. Z masą momentów opisanych w książce Martina i Grześka, mam najzwyczajniej w świecie powiązane swoje wspomnienia. Jeden z moich kumpli „z piaskownicy” (Paweł Gąsiński) bił się w eliminacjach do KSW 9, walcząc z Jankiem Błachowiczem. Do dziś pamiętam jak nasz wspólny znajomy relacjonował mi jego obie walki na Gadu-Gadu, bo nie miałem wtedy kablówki. Tej gali i obu Panom jest z resztą poświęcony akapit. Także jeśli oczekujecie odsączonej z emocji i dygresji recenzji, możecie już teraz śmiało zamknąć tę stronę.

Jeśli dla kogoś istotne jest to jak wydana jest książka, to na pewno się nie zawiedziecie, dokładnie ta sama półka, co „Czarno na białym” Joanny Jędrzejczyk i Huberta Kęski, czyli „TOP”. Twarda oprawa, wysokiej jakości ilustracje, druk odpowiedniego rozmiaru, nie ma się do czego przyczepić poza… kilkoma literówkami i paroma „enterami” za mało, niemniej jednak na półce będzie wyglądać godnie.

Książka jest podzielona tak naprawdę na dwie części, czyli biografię Martina oraz historię KSW widzianą jego oczami, a także oczami gości poproszonych o krótką wypowiedź nt. współautora, i/lub jego wieloletniego projektu, czyli czołowej organizacji MMA w Europie.
Wiadomo, że widząc marketingowe przesłanie pt. „Prawdziwa Historia”, większość (wszyscy?) liczy na strony wypełnione najbardziej pikantnymi kulisami, czyli kto ile zarobił, kto z kim spał i co się działo na afterach. Nie brakuje kilku tego typu ciekawostek, ale nie można absolutnie powiedzieć, że książka jest wypełniona tego typu treścią.

Pierwsza część, czyli biografia Martina przenosi nas do jego dziecięcych lat, do Wrocławia, relacji rodzinnych, przechodząc następnie do kolejnych etapów nauczania, aż do zagranicznych wojaży, po przeprowadzkę do Warszawy i posadę w hotelu Marriott. To ta część, która tak naprawdę dla 99% czytelników będzie nowością i sporym powiewem świeżości. Dowiemy się nie tylko jak imprezował Martin, czy jak wspomina osiedlowe bójki, ale także kim był jego dziadek, a także czym zajmował się ojciec, a warto dodać, że nie mówimy o przekładaniu papierów na biurku.

Moment, w którym spotykają się z Maciejem Kawulskim w Championsie, to początek przeprawy współautorów przez wszystkie(!) gale KSW od 1 do 52. Tu zaczyna się największa „zabawa” dla czytelnika. Moim zdaniem nie ma większego znaczenia, czy poznaliście KSW od pierwszej gali, od debiutu Pudziana, czy od gali na stadionie. Albo skonfrontujecie swoje wspomnienia z tamtych gal ze wspomnieniami Martina, albo rozszerzycie swoją wiedzę o dodatkowe informacje i ciekawostki, a tych nie brakuje. Poznacie wreszcie kwotę jaką zarobił Mariusz Pudzianowski za pierwszą walkę w KSW, dowiecie się czemu James Irvin wybiegł z hotelu w szlafroku, kiedy doszło do największego kryzysu w organizacji, czy była szansa na trylogię Pudzianowskiego z Thompsonem, a także czy plotki o konflikcie między współwłaścicielami to faktycznie plotki. Ja jako osoba, która śledzi KSW mniej więcej od 2008 roku, a od 2015 regularnie pracuje na galach, sam byłem niejednokrotnie zaskoczony niektórymi informacjami. Uzupełnieniem tych historii są przelane na papier spotkania Grześka Sobieszka z różnymi osobami związanymi z KSW. Są to m.in. Marian Kmita, Mamed Khalidov, Łukasz Jurkowski, czy Mariusz Pudzianowski. Jak wspomniałem wcześniej, będziemy mogli poznać także opinię nt. KSW i Martina od wielu znanych postaci, takich jak Alistair Overeem, Mirko Filipović, Ray Sefo, Nobuyuki Sakakibara. Oczywiście większość tych wypowiedzi jest swoistą laurką, bądź po prostu kurtuazyjną wypowiedzią, natomiast sam pomysł wielu, naprawdę wielu bo chyba blisko trzydziestu tego typu wypowiedzi jest fajnym zabiegiem. Osobiście kilka bym usunął, bo absolutnie nic ciekawego nie wnoszą. Moją uwagę najbardziej zwróciły opinie zagranicznych dziennikarzy – Petera Carolla i Johna Morgana. Z tym pierwszym mieliśmy okazję wymienić się spostrzeżeniami po galach i wiem, że to żadna kurtuazja z jego strony, on naprawdę zna KSW i śledzi nie tylko flagowe postaci organizacji.

Czego mi zabrakło? Chyba najbardziej wypowiedzi, czy wręcz rozmowy z Maciejem Kawulskim. Nie wiem czy to celowy zabieg, czy nie, ale generalnie jest go w książce bardzo mało. Zabrakło na pewno liczb i mam tu na myśli nie tylko gaże zawodników, ale także PPV. Kontrakty kontraktami, ale chyba żadna umowa nie zabrania podania liczby sprzedanych subskrypcji chociaż na pierwszą galę w tym systemie, dziś to przecież ma się nijak do aktualnych wyników, a jest to wartość dodana na miarę pierwszej wypłaty „Pudzilli”. Brakuje hitowych nazwisk, które były blisko podpisania kontraktu. Brakuje konkretnej kwoty jaką UFC za pierwszym razem zaproponowało Mamedowi. Fani lubią liczby, lubią konkrety, jest tego za mało. „Mniej niż”, „więcej niż”, „kilka razy mniej/więcej” to za mało.

Książka przypadnie go gustu na pewno fanom KSW, fanom inspirujących historii z pewnością też, bo między wierszami tak naprawdę łatwo dostrzec, że motywem przewodnim jest wielki sukces, który był okupiony ryzykiem, poświęceniem, zaangażowaniem, pracowitością i pasją. Czy przypadnie do gustu wszystkim fanom MMA? Myślę, że na pewno wielu. Czy przekona kogokolwiek, że wtedy i wtedy było tak i tak? Na pewno rzuci światło, często nowe światło na pewne historie, co może zaowocować kilkoma refleksjami i przemyśleniami u tych fanów, którzy mają IQ większe od ketchupu. Natomiast w żadnym wypadku nie traktowałbym treści tej książki jako próby tłumaczenia się z czegoś, czy przekonywania do swoich racji. Według mnie najlepiej podejść do niej jak do wzbogaconej kulisami retrospekcji minionych nastu lat KSW z perspektywy „pierwszej osoby”. Osobiście polecam i zachęcam do lektury, nie sądzę, że ktoś z Was będzie tego żałował.

Kup książkę „Pod Prąd” w niższej cenie pod TYM LINKIEM