Całe środowisko w naszym kraju żyje od jakiegoś czasu nadchodzącą walką Jana Błachowicza z Israelem Adesanyą. Konfrontację tę – ze względu na udział w niej dwóch czempionów UFC – chyba spokojnie można nazwać największą w historii polskiego MMA.

Pojedynek ten ma zwieńczyć zaplanowaną na 6 marca galę amerykańskiego giganta, z numerem 259. Polak wraz ze swoim sztabem już teraz rozpracowuje najbliższego przeciwnika, by być w stanie jak najlepiej się na niego przygotować. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż Israel Adesanya (20-0) będzie podczas tego starcia zawodnikiem znacznie szybszym, jednakże jest przekonany, że bazując na swoich umiejętnościach, jest w stanie go posłać na deski.

To mega dobry kickbokser, bardzo szybki. Ma taki niekonwencjonalny styl, bije z różnych płaszczyzn i na to trzeba będzie najbardziej uważać. Wydaje mi się, że damy radę się na to przygotować i ta moja słynna „polska siła” przełamie jego szybkość. Ja też bazuję na tzw. timingu i wydaje mi się, że pomimo że będę wolniejszy, to ten timing będzie lepszy i prędzej czy później go ustrzelę.

powiedział „Cieszyński Książę”, goszcząc w magazynie Ring, na antenie TVP Sport.

Zobacz także: Mateusz Gamrot ponownie w ATT. Kiedy kolejna walka?

„The Last Stylebender” aktualnie jest jedną z największych gwiazd amerykańskiej organizacji. Jego osoba elektryzuje wielu fanów na całym świecie, a niekonwencjonalny styl – o którym Błachowicz sam wspomina – gwarantuje świetne widowisko. Ewentualną wygraną, 37-latek mógłby zyskać naprawdę wiele, zarówno pod względem sportowym, jak i medialnym.

Nie będzie to jednak łatwe zadanie, bowiem Nigeryjczyk nie przegrał jeszcze żadnego pojedynku w zawodowym MMA. Po raz ostatni widziany był w oktagonie na UFC 253, gdy rozbił Paulo Costę (13-1), po raz drugi broniąc swojego pełnoprawnego, mistrzowskiego tytułu.

Źródło: sport.tvp.pl