(Fot. AMW Studio/PROMMAC)

Emocje po debiutanckiej gali Prommac powoli opadają, dlatego już z pewnego dystansu mogę wrzucić swoje 3 grosze na temat tego eventu. Moja przygoda z Prommac zaczęła się dwa dni wcześniej niż zawodnicy weszli do octagonu we wrocławskiej hali Orbita.

Pierwsze moje spotkanie z zawodnikami i organizatorami miało miejsce podczas czwartkowego spotkania z fanami. Bardzo fajna inicjatywa ze strony organizatorów. Każdy mógł przyjść do hotelu, w którym znajdowali się zawodnicy by móc z nimi porozmawiać, zrobić sobie zdjęcie czy wziąć autograf. Przy żadnej innej polskiej federacji nie spotkałem się z takim zabiegiem. Moim zdaniem to bardzo ważne, żeby federacja oraz zawodnicy poświęcali czas swoim fanom.

MMA w Polsce nie ma jeszcze tak mocnej pozycji, żeby nie próbować takiej promocji. Możliwość porozmawiania z pierwszym Polakiem w UFC – Tomkiem Drwalem, jednym z najlepszych zawodników wagi ciężkiej nad Wisłą – Michałem Kitą, legendą światowego Muay Thai – Mariuszem Cieślińskim, wschodzącą gwiazdą polskiego MMA – Damienem Milewskim czy zaciągiem rywali naszych zawodników, wśród których znajdowali się byli zawodnicy UFC – Brazylijczyk Delson Heleno oraz Amerykanin Mike Wessel to mega sprawa. Z reguły takich ludzi się widzi tylko przez szkło: podczas oglądania transmisji walki, lub podczas jakiegoś wywiadu dla branżowego portalu. Fenomenem takich spotkań jak to zorganizowane przez włodarzy „Promaku” było to, że można było przekonać się na własnej skórze, że ci, którzy w klatce demolują swoich rywali, po za oktagonem są bardzo miłymi ludźmi. „Gorilla”, to klasa sama w sobie, rozmawiając z nim a nie wiedząc czym się zajmuje ciężko by było powiedzieć, że ten człowiek uprawia jeden z najbrutalniejszych sportów naszych czasów i do tego jest najlepszy w naszym kraju. Michał Kita, który przez wiele osób był określany jako człowiek nie przystępny, ciężki rozmówca. Nic bardziej błędnego. Popularny „Masakra” to bardzo pozytywny człowiek o czym można było przekonać się na tym spotkaniu. Do tego uśmiechnięci Damian Milewski, z którym zawsze można porozmawiać rzeczowo o wydarzeniach w świecie MMA, Bartek Fabiński czy cały czas uśmiechnięty Jacek Czajczyński. W drugiej części spotkania mieliśmy głównie zawodników zza granicy, wśród nich prym wiódł Martin Fouda (najbardziej rozmowny i uśmiechniety zawodnik przyp. red.). Dzięki obecności tłumacza można było porozmawiać również z zawodnikami z Brazylii. Każdy z uczestników tego spotkania dostał plakat promujący galę z autografami zawodników oraz pamiątkową smyczkę. Dla porównania mogę powiedzieć, że pewna warszawska federacja – KSW na swoich galach sprzedaje takie plakaty oraz smycze do kluczy. Kwestia podejścia do ludzi.

Kolejnym spotkaniem z zawodnikami było ważenie, które nastąpiło dzień później. Mogę je śmiało porównać z ważeniem jakie jest przed galami KSW. Minęło ono w dużo milszej atmosferze, było wesoło a po nim po raz kolejny była okazja do wymienienia uścisku dłoni, czy paru zdań z bohaterami gali. Do mnie takie coś strasznie trafia, bo pokazuje, że organizatorzy Prommac dbali o to, żeby dotrzeć do fanów MMA na wszystkie możliwe sposoby a nie ściągać na swój event tak zwanych „discopolowców” o czym przekonaliśmy się dzień później już w Orbicie. Opisywać walk nie będę, bo to zrobił już Michał, a że siedzieliśmy koło siebie to wiem, że zdanie odnośnie walk mieliśmy takie samo. W minionym roku byłem na galach zarówno KSW jaki i MMA Attack i muszę przyznać, że to co zobaczyłem na Prommac było zdecydowanie najlepsze co widziałem.

Po pierwsze oktagon, jak zawsze nawet pusty zrobił na mnie wielkie wrażenie.

Po drugie oprawa. Dużo przystępniejsza niż ta, którą mieliśmy na MMA Attack, ponieważ była prezentacja zawodników, była zapowiedź zawodników wchodzących do oktagonu, czego zabrakło mi na Attacku zwłaszcza gdy zaczynała się karta wstępna.

I po trzecie było szoł, lampki, światełka, które nie przytłaczały tak jak to jest z okazji gal KSW. Wszystkie te trzy punkty fantastycznie spiął klamrą poziom sportowy walk i fantastyczny doping jaki się niósł po trybunach. Konkretna gala MMA adresowana do bardzo konkretnej publiczności jaka zasiadła tego wieczora na trybunach. Specjalnie ten tekst napisałem tak późno, żeby nie pisać o Prommac na gorąco w samych superlatywach. Na prawdę ciężko jest znaleźć jakieś mankamenty w pracy jaką włożyli organizatorzy w organizację tej gali. Moim zdaniem tak wysoko postawiona sobie poprzeczka przez włodarzy Professional MMA Challenge stawia ich po debiucie jako bardzo dużą konkurencję dla KSW, a za dwa, trzy eventy na poziomie tego debiutanckiego zostawi swoją konkurencję daleko w tyle czego szczerzę ludziom z Prommac życzę.

Tomek Kurowski