Wielu zawodników ma pewien rytuał, który stosują przed walkami. Jan Błachowicz posiada dość niekonwencjonalny, o czym opowiedział w zeszłym odcinku videobloga, kręconego, by przybliżyć nam – kibicom trochę swojego świata.

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

To był już trzeci odcinek – i ostatni przed wylotem do Abu Dhabi – z serii, w której Jan Błachowicz zaprasza nas do swojego świata. 37-latek opowiedział w nim o dość specyficznej sytuacji, która jak się później okazało, odegrała ważną rolę w jego sportowym życiu.

Znalazłem tu swego czasu wisielca. Idę, jak to normalnie idzie się z psami przez las i patrzę – jakiś chłop stoi w lesie. Mówię: 'Stoi, no to stoi, co mnie to odchodzi’. Tylko nie pasowało mi to, że jak się zbliżałem do niego, wołałem psy, a on się nawet nie ruszył, żeby zobaczyć, co się dzieje za plecami. To już było takie dziwne. Podchodzę bliżej i myślę: 'Coś tu k*rwa jest nie tak’. Jak do niego podszedłem, to już zobaczyłem, o co chodzi. Chłop stał… W sumie nie stał, tylko wisiał na drzewie. Na tej gałęzi jeszcze cały czas jest lina. 

W tym momencie „Cieszyński Książę” oczywiście wezwał wszystkie służby ratunkowe.

Później policjant się mnie pyta, czy sobie wziąłem kawałek liny do domu? Pytam go: 'Po co?’ On mówi, że na szczęście – jak na szczęście? 'Kiedy znajdziesz wisielca, to bierzesz linę do domu na szczęście’. Faktycznie, takie były kiedyś wierzenia. (…)

Od tego momentu, jak go znalazłem, to przychodzę tutaj zawsze przed walką i dotykam tej liny. Nie biorę do domu, ale ją dotykam. I przynosi szczęście. W sumie sprawdziła się… Ma 90 procent skuteczności.

Do całości materiału odsyłamy na Facebooka zawodnika.

37-latek już za niespełna 2 tygodnie stanie przed największą szansą w swojej karierze. Na gali UFC 253 zawalczy z Dominickiem Reyesem o miano pełnoprawnego mistrza UFC kategorii półciężkiej. Mamy nadzieję, że i tym razem lina przyniesie mu szczęście.

Zobacz także: Zawalczą dla dzieci chorych na raka

Źródło: Facebook/Jan Blachowicz