Jeremy Stephens (28-15) to weteran UFC i jeden z najtwardszych zawodników tej organizacji. W swojej karierze stoczył 43 pojedynki, z których tylko dwa przegrał przez nokaut. Po raz ostatni w ten sposób udało się go pokonać Jose Aldo (28-4). To jest właśnie to starcie, po którym, jak przyznaje, ciężko było mu się pozbierać:

Po walce patrzyłem na moje dzieci, które miały wtedy po 9 i 7 lat, czyli mniej więcej były w moim wieku, gdy moi rodzice się rozstali. Byłem gotowy zostawić moją żonę, dzieci. Byłem gotowy zostawić wszystko. Miałem nawet myśli samobójcze.

Stwierdził też, że był to czas, gdy wątpił we wszystko, co kiedykolwiek osiągnął. Czuł, że nie jest w stanie w żaden sposób się już rozwinąć. Bez dwóch zdań to były najtrudniejszy okres w jego życiu:

Ludzie patrzą na nas jak na wojowników i owszem, prawdopodobnie jestem jednym z tych gości, których ciężko złamać, ale ja również miałem trudne chwile. Jestem tylko człowiekiem. Mam uczucia, przeżywam.

Na szczęście Stephens uporał się z przeszłością i już 2 marca powróci na UFC 235, by w oktagonie zmierzyć się z Zabitem Magomedsharipovem (16-1).

źródło: bjpenn.com