Rewanżowe starcie o pas mistrzowski Adesanya vs. Whittaker i szalone zestawienie w wadze ciężkiej z udziałem dwóch największych żartownisiów dywizji: Lewisa i Tuivasy – to tylko część atrakcji, jakie czekają nas w sobotnią noc na gali UFC 271. Przygotowaliśmy dla Was typowanie całej karty głównej tego wydarzenia, a na deser podrzucamy kursy od niezawodnej Fortuny!

Zgarnij BONUS od Fortuny dla fanów MMA: Zakład bez ryzyka w wysokości do 600 zł oraz bonus od drugiej wpłaty do 2100 złotych!

Israel Adesanya vs. Robert Whittaker 

Grzegorz: Israel Adesanya stanie do kolejnej obrony pasa mistrzowskiego kategorii średniej, tym razem naprzeciwko zawodnika, któremu ów trofeum odebrał ciężkim nokautem w 2018 roku. Obaj zawodnicy od tamtej pory wygrali trzy pojedynki, natomiast Israel w międzyczasie przegrał pierwszą walkę w zawodowej karierze MMA, nieudanie próbując podbić dywizję półciężką, ówcześnie panujący czempion – Jan Błachowicz wymazał Nigeryjczykowi 0 z rekordu. Jakkolwiek kontrowersyjnie ta teza zabrzmi, mam wrażenie, że to właśnie Whittaker pokazał rozwój na przestrzeni ostatnich walk. U Israela nie widzieliśmy niczego nowego, wręcz nawet można stwierdzić, że aktualny mistrz się nieco wypalił, dając bardzo zachowawczą i wręcz nudną walkę z Yoelem Romero, bezbarwnie wyglądając w rewanżu z Marvinem Vettorim. „The Reaper” w prawdzie również nie kończył walk, ale pokazał w nich większą dojrzałość, bardzo duże fight IQ i niezwykłą wszechstronność. Ostatnią walkę Whittakera z Gastelumem śmiało można nazwać arcydziełem, bezbłędnym i najlepszym w jego dotychczasowej karierze występem. Pytanie jednak, czy wystarczy to, aby zdetronizować „The Last Stylebendera”?
Obawiam się, że nie. Mimo, iż Adesanya był dość chimeryczny i robił tylko tyle, ile musiał w ostatnich potyczkach, nadal był skuteczny i sprawiał rywalom sporo problemów. Poza Błachowiczem, nikt nie był w stanie zagrozić Adesanyi. Vettori zanotował kilka sukcesów w obszarze zapaśniczym, jednak popełniał spór błędów i dawał Israelowi mnóstwo okazji do ucieczki z niedogodnych pozycji. Trzeba jednak odnotować, że Włoch kapitalnie zamykał Nigeryjczyka na siatce, co nie jest łatwym zadaniem.
Powróćmy na chwilę do pierwszej walki między oboma zawodnikami. Pojedynek ten był totalnie do jednej bramki, bardzo źle taktycznie rozegrany przez Australijczyka, któremu aktualny mistrz zdecydowanie wszedł do głowy – co zresztą sam Whittaker przyznał. Ówczesny czempion rzucał się z nieprzygotowanymi szarżami i kopnięciami, nieustannie wywierał presję, nadziewał się na kontry, był bardzo odsłonięty w atakach, nie był w stanie dobrze wyczuć dystansu, wyglądał momentami jak początkujący zawodnik. Adesanya natomiast prowadził pojedynek na chłodno, był nastawiony na odchylenia i kontry. Whittaker nie robił niczego, czego Israel by się nie spodziewał czy nie byłby w stanie przewidzieć. Sporym błędem Roberta był także brak korzystania z jego firmowych kopnięć na kolano (tzw. dropkicków), które mogły mu przynieść sporo sukcesu, gdyż wyraźnie ograniczyłyby mobilność Adesanyi, która jest jego sporym atutem nie do przejścia przez wielu jego oponentów.
Uważam jednak, że nie ma sensu aż tak bardzo bazować na poprzednim pojedynku, gdyż:
a) Whittaker do rewanżowego starcia podejdzie z zupełnie innym, lepszym planem taktycznym;
b) Adesanya nie będzie miał tak wiele okazji do kontr;
c) pretendent odwoła się w tej walce do zapasów ofensywnych, których zabrakło w poprzedniej walce.

Nie jest żadną tajemnicą, że aktualny mistrz nie posiada zbyt wielu umiejętności w płaszczyźnie zapaśniczo-parterowej. Owszem, jest mobilny, próbuje zakładać trójkąty nogami, szuka przetoczeń i możliwości wstania, ale poza nokautem w stójce (którego także nie wykluczam, ale o tym zaraz), jest to jedyna droga do pokonania go. Dlatego Robert musi za wszelką cenę dążyć do parteru, w którym jest zwyczajnie lepszy. Whittaker rzadko odwołuje się do swoich zapasów, ale ma je na naprawdę wysokim poziomie, co pokazywał w ostatnich potyczkach, szczególnie tej z Gastelumem. Próbując obalić Adesanyę, „The Reaper” odbierze rywalowi nieco pewności siebie w poczynaniach stójkowych, Nigeryjczyk będzie bowiem musiał pozostawać czujnym na ewentualne próby obaleń ze strony byłego mistrza. Nie będzie tak nonszalancko, jak w pierwszym starciu, walczył. Nie sądzę jednak, że Whittaker będzie w stanie utrzymać nigeryjskiego zawodnika w parterze zbyt długo, a w początkowej fazie pojedynku sądzę nawet, że nie zdoła sfinalizować próby obalenia. Spróbować natomiast powinien, gdyż mogą z tego wyniknąć duże korzyści na przyszłość. Druga droga do zwycięstwa (nawet nieco bardziej realna, niż zapasy) dla Whittakera to kopnięcia. Głównie wysokie kopnięcia, którymi notował sukcesy z chociażby Jacaré Souzą czy Derekiem Brunsonem. Właśnie w ten sposób, Adesanya był o krok od porażki z Gastelumem. Amerykanin mocno podłączył Nigeryjczyka trafiając doskonałym wysokim kopnięciem, a w tej materii zdecydowanie lepszy jest Whittaker, gdyż kopnie z pewnością mocniej, do tego posiada lepsze warunki fizyczne i jest szybszy od Kelvina. Nie mam zatem wątpliwości, że jeśli Robert miałby znokautować rywala, to właśnie używając tej techniki. Cios z pięści ma również mocny, bo i tak potrafił nokautować przeciwników, natomiast Whittaker świetnie kamufluje kopnięcia i to powinno stanowić klucz do sukcesu w tym pojedynku.
Adesanya względem pierwszej walki wielu zmian wprowadzać nie musi. Wyglądał doskonale w poprzednim starciu, to on rozdawał karty w każdej sekundzie jej trwania. Przepuszczał masę ciosów, większość z nich dobrze kontrował. Nie był zagrożony w ani jednej sekundzie, za to dwukrotnie posłał rywala na deski i za drugim razem go zresztą wykończył. Taktycznie natomiast, musi nastawić się na trudniejszą walkę niż za pierwszym razem i sam jest tego świadomy. Gdy Whittaker wspomina o kluczu na pokonanie Adesanyi pokazanym przez Błachowicza, Israelowi powinna zapalić się lampka, że tym razem Australijczyk faktycznie poszuka zapasów i musi być na to gotowym.
Podsumowując, oczekuję tutaj zdecydowanie bardziej wyrównanego boju niż za pierwszym razem. Przede wszystkim forma i mentalna i fizyczna Whittakera a także jego ostatnie występy pokazują, że jest w stanie nadal być groźnym zawodnikiem i wyciąga wnioski z niepowodzeń, a porażka sprawiła, że stał się jeszcze bardziej głodny i zmotywowany do powrotu na szczyt, z którego został brutalnie strącony. Adesanya natomiast podchodzi do walk bez emocji, jak sam natomiast stwierdził, czuł się znudzony podczas ostatnich potyczek. Jest to kolejne drobne okienko, które pozostaje uchylone dla Roberta. Uważam jednak, że mimo wspomnianych możliwości i atutów, Nigeryjczyk okaże się przeszkodą nie do przeskoczenia dla sympatycznego Australijczyka. Doskonały zasięg, z którego świetnie korzysta Adesanya, różnorodność technik, mnóstwo kopnięć (głównie niskich), świetne czucie dystansu, bycie niewygodnym w parterze i genialne czytanie walki to cechy, na które tylko Legendarna Polska Siła była w stanie znaleźć receptę. Robert podejdzie do walki bardziej taktycznie, momentami szukając obaleń i walki w klinczu, co jednak Adesanya będzie szybko próbował zrywać i powracać na środek klatki, gdzie z dystansu będzie trafiał większą ilością (mocnych) ciosów i kontr. Większa aktywność i skuteczność da mu zwycięstwo, tym razem natomiast na kartach punktowych. Mój typ: Israel Adesanya przez decyzję.

Kursy podstawowe na tę walkę na efortuna.pl przedstawiają się następująco:
Adesanya: 1.34
Whittaker: 3.26

Derrick Lewis vs. Tai Tuivasa 

Michał: Mój prywatny main event. Dwaj niezwykle mocni strikerzy z twardą głową i nokautującym ciosem. Zarówno jeden jak i drugi jest ostatnio na fali. „Czarna Bestia” to król nokautów w UFC. Amerykanin bije z piekielną siłą, jego boks może nie jest na najwyższym poziomie, natomiast jest na tyle poprawny by przez cały czas krążyć wokół czołówki wagi ciężkiej. Lewis najmocniejszy jest w ofensywie, kiedy to on rozdaje karty. Nie ma jednego ciosu, na który trzeba uważać. Zarówno proste, sierpowe jak i podbródkowe mogą położyć spać każdego na planecie. Derrick nie jest już tak skuteczny w defensywie, i chociaż poprawił ten element w ostatnich latach, to da się go trafić. Nie oznacza to jednak, że Lewisa można znokautować, do tego daleka droga. Natomiast trafiać go i łapać punkty u sędziów – zdecydowanie tak. Mimo ogromnej masy atut Lewisa to także kondycja. Może i wygląda on na wycieńczonego w 10tej minucie walki, ale za chwilę w 14tej potrafi nadal „ubić”. Elementem najsłabszym w jego grze jest podatność na kopnięcia, z tym Amerykanin średnio sobie radzi.
Tuivasa to kickboxer, szkoła Marka Hunta, twardy łeb i samoańska dusza. W ostatnim pojedynku znokautował Augusto Sakaia wdzierając się do top 10 wagi ciężkiej. „Bam Bam” poza świetną osobowością posiada ciekawy zestaw umiejętności. Poprawny boks pozwalający mu nokautować, mocna i wytrzymała głowa oraz przede wszystkim kopnięcia, na których najbardziej bazuje tworzą co prawda słabszą od Hunta wersję, jednak dalej jest to kawał zawodnika. Tuivasa nie boi się nieoczywistych rozwiązań: latające kolana, wysokie kopnięcia, tego możemy się spodziewać. Patrząc przekrojowo, to Tuivasa ma większy wachlarz możliwości w tym pojedynku. Nie ma szans by Samoańczyk poszedł po nogi, (nawet jeśli pójdzie, to i tak nie obali „Czarnej Bestii”). Lewis też nie będzie skory do wywracania, rzadko to robi, bardzo rzadko. Jak może wygrać Lewis? Jak to Lewis… pod naporem trafi w końcu czymś w drugiej połowie walki, a gdy poczuje krew, nie odpuści. Co może zrobić Tuivasa? Od razu trzymanie na dystans, dużo kopnięć i skupienie się na bronieniu kontr Lewisa na kopnięcie. Także wybuchowość może Lewisa zaskoczyć, rzadko kiedy zawodnicy odpalają się na walkach z nim. Może być to atutem Tuivasy. Według mnie wygra ten młodszy. Niespełna trzydziestoletni Tuivasa mocno się rozwija w ostatnich pojedynkach i może zaskoczyć Lewisa. Derrick z kolei jest w stanie wygrać z każdym. Nie zdziwię się, jak po 30 sekundach walki Tuivasa będzie pytać gdzie jest… Natomiast teraz moim wyborem jest młodszy i bardziej przekrojowy Samoańczyk. Mój typ to Tai Tuivasa przez decyzję.

Kursy podstawowe na tę walkę na efortuna.pl przedstawiają się następująco:
Lewis: 1.55
Tuivasa: 2.45

Jared Cannonier vs. Derek Brunson 

Filip: Starcie Jareda Cannoniera z Derekiem Brunsonem zapowiada się na dość wyrównany pojedynek. Obaj zawodnicy kategorii średniej dysponują podobnymi warunkami fizycznymi, choć Brunson jest nieco wyższy, z kolei dłuższe ręce posiada Cannonier. Obaj mają swoje mocne płaszczyzny, ale nie jest to klasyczne starcie strikera z grapplerem, ponieważ obaj są dość kompletni. Cannonier w kategorii średniej wygląda naprawdę dobrze, stójka na pewno będzie na jego korzyść. Będzie tam przeplatał ciosy proste z kopnięciami na łydkę. Z kolei Brunson, który również gapą w stójce nie jest i potrafi zerwać się z mocnym ciosem, poszuka pewnie zapasów, bowiem w ostatnich pojedynkach sięga po nie częściej niż w ubiegłych latach. Brunson z łatwością obalał Tilla czy Hollanda, ale jednak defensywne zapasy Cannoniera stoją na wyższym poziomie, niż te dwóch ostatnich rywali Dereka. Natomiast czasem „The Killa Gorilla” cofa się w linii prostej na siatkę, a to woda na młyn dla Brunsona i jeśli taki błąd popełni, to Derek postara się go wykorzystać. Natomiast musi uważać na kontrujące wówczas ciosy Jareda mogące trafić w szczękę rywala, która zazwyczaj nie jest dobrze schowana. Biorąc to wszystko pod uwagę, postawiłbym na zwycięstwo Jareda Cannoniera. A w jaki sposób? To wszystko zależy od samego Brunsona, bo jeśli rzuci się od pierwszych minut z rządzą obalenia i skończenia walki, to sam może skończyć przez TKO, jeśli jednak zacznie spokojnie, to Cannoniera akcjami kickbokserskimi i dobrą defensywą zapaśniczą wypunktuje go na dystansie 3 rund. To dwa najbardziej prawdopodobne scenariusze, choć nie wykluczam, że Brunson udowodni, że jego ofensywa zapaśnicza jest lepsza, niż defensywa rywala i zobaczymy zgoła inny pojedynek, ale jednak zostanę przy postawieniu na Cannoniera. Mój typ: Jared Cannonier przez TKO.

Kursy podstawowe na tę walkę na efortuna.pl przedstawiają się następująco:
Cannonier: 1.58
Brunson: 2.38

Kyler Phillips vs. Marcelo Rojo

Grzegorz: Walka Marcelo Rojo z Kylerem Phillipsem nie bez powodu znalazła się na karcie głównej sobotniej gali PPV. Organizacja UFC lubi czasem zestawiać pojedynki z potencjałem na bycie walką wieczoru czy nawet roku, nawet jak biorą w niej udział przeciętni zawodnicy, którzy raczej niczego wielkiego w tej organizacji nie zwołują. A takimi właśnie są Phillips i Rojo, którzy dostarczają świetne show widzom, ale do topu sporo im brakuje. Argentyńczyk do tej pory rywalizował w oktagonie UFC tylko raz, miało to miejsce w marcu ubiegłego roku, gdy skrzyżował rękawice z Charlesem Jourdainem, w wojnie na wyniszczenie. Rojo zanotował mnóstwo sukcesów we wspomnianym pojedynku, choć finalnie skończył ubity na 29 sekund przed końcem ostatniej rundy. Udowodnił jednak, że jest bardzo niebezpiecznym zawodnikiem, który świetnie korzysta z kolan, łokci, ciosów sierpowych, nieustannie wywiera presję, potrafi dobrze mieszać płaszczyzny uderzeń, ma bardzo dewastujące lowkicki oraz niesamowity charakter do walki. Sporym minusem „Pitbulla” jest natomiast niezbyt pojemny bak z paliwem, czyli kondycja. Niewykluczone, że właśnie ten aspekt odegra tutaj kluczową rolę. Kyler Phillips także nie słynie z fenomenalnego cardio, jest jednak zawodnikiem, który nie wkłada w swoje ciosy całej siły, a raczej stara się trzymać swoich oponentów na dystans, kopnięciami, przypuszczeniami, balansem i pracą na nogach „punktować” ich. Najmocniejszą bronią w arsenale Amerykanina bez wątpienia są wysokie kopnięcia, którymi nie raz i nie dwa nokautował swoich przeciwników. Jeśli Phillips znajdzie okazję do zejścia w parter, korzysta z niej, lecz nie szuka go za wszelką cenę. Uważam, że ruchliwość Kylera, większy zasób technik, w pewnych momentach nawet nieuchwytność i metodyczna praca w stójce z mieszaniem płaszczyzn uderzeń i walki sprawi mnóstwo problemów bitnemu zawodnikowi z Argentyny. Uważam, że będzie natomiast miał swoje momenty w tej potyczce, choć finalnie to bardziej wszechstronny i dysponujący lepszym przygotowaniem fizycznym Phillips będzie górą w tym starciu, na kartach sędziowskich. Mój typ: Kyler Phillips przez decyzję.

Kursy podstawowe na tę walkę na efortuna.pl przedstawiają się następująco:
Phillips: 1.22
Rojo: 4.29

Nasrat Haqparast vs. Bobby Green

Filip: To starcie w kategorii lekkie nie wydaje się zbytnio skomplikowane do typowania. I choć Haqparast wciąż młody, to nadzieja na wystrzał jego formy jest coraz mniejsza, z kolei Green, mimo że wiekowy, to jeszcze walczący na solidnym poziomie. W płaszczyźnie stójkowej Haqparast będzie dysponował na pewno mocniejszym ciosem z lewej ręki, ale wachlarz technik, jakimi dysponuje Green jest dużo bardziej bogaty. Oczywiście Amerykanin często walczy dość nonszalancko z nisko opuszczonymi rękoma, co może być wodą na młyn dla lewej ręki Nasrata. Natomiast przyglądając się ostatniej dyspozycji obu zawodników, można śmiało postawić tezę, że Bobby Green będzie w stanie wypunktować na pełnym dystansie swojego rywala. Będzie wyrzucał z większą częstotliwością ciosy na nacierającego Haqparasta, który będzie miał problem ze skróceniem dystansu wobec gradu ciosów Greena. Obstawiam, że zobaczymy sporo stójki w tej walce, wątpię, żeby Nasrat Haqparast ruszył po obalanie, bo Green dysponuje przyzwoitą obroną, a sam Amerykanin raczej nie będzie odczuwał takiej potrzeby, aby sprowadzać przeciwnika, no chyba, że zostanie wstrząśnięty jego lewą ręką, to wówczas może wpaść na taki pomysł. Moim zdaniem Green słusznie jest faworytem bukmacherów i na podbicie stawki warto rozważyć jego zwycięstwo poprzez decyzję, co jest bardzo prawdopodobne. Mój typ: Bobby Green decyzja sędziów.

Kursy podstawowe na tę walkę na efortuna.pl przedstawiają się następująco:
Haqparast: 2.19
Green: 1.68

Chcesz obstawiać gale MMA? Zajrzyj koniecznie TUTAJ lub kliknij w banner poniżej.